poniedziałek, 23 kwietnia 2018


Gdyby cała ta historia, wszystkie wydarzenia, które miały miejsce oraz postacie były od początku do końca wymyślone przez Salmana Rushdiego i nie bazowały w żaden sposób z rzeczywistych wydarzeń dałabym tej książce 10, jednak ta powieść bardzo dużo czerpie z tego co zdarzyło się naprawdę w ciągu kilku ostatnich lat w Ameryce, a niektóre zdarzenia (przynajmniej według mnie) są przedstawione nieuczciwie.

Podziwiam Salmana Rushdiego za język, styl, kunszt pisarski i ogromną wiedzę - na temat literatury, kina, malarstwa i sztuki - którą popisuje się na każdej stronie. Muszę przyznać, że zaraz po "Szatańskich wersetach" jest to jego najlepsza książka. Historia Nerona Goldena, a także jego trzech synów oraz Rene (filmowca i zarazem narratora powieści)wciągnęły mnie tak, że książkę przeczytałam jednym tchem w niecały jeden dzień.Imiona, nazwy i przezwiska zapożyczone z mitów i legend nadają powieści baśniowy charakter co sprawia, że czyta się ją jeszcze przyjemniej. Bardzo się cieszę, że autor skupił się na ważnych i aktualnych problemach takich jak poprawność polityczna (która idzie w złym kierunku), wolność słowa (która zaczyna być tłumiona, dziwne twory, które powstają na uniwersytetach w Ameryce oraz tożsamości płciowej. Ta ostatnia kwestia została najdokładniej opisana. Autor posługując się jedną z postaci zadał pytania, które nie dość głośno wybrzmiewają w dyskursie publicznym na ten temat, a które powinno zadać się już dawno, opowiedział także o wątpliwościach jakie rodzą się w związku z tą sprawą. Rozmowa jednego z bohaterów ze specjalistką jest jedną z najlepszych scen w powieści. Przytoczę tutaj mały fragment. "Jeśli powiem, że jestem kobietą, ale nie chcę się rozstać ze swoim męskim organem i znajdę się wśród  i znajdę się wśród lesbijek i będę mieć ochotę na seks, ale one nie chcą się kochać z osobą z męskim narządem, no to jaką jestem kobietą, jeśli mój wybór, by stać się kobietą jest nie do przyjęcia dla innych kobiet"
"A jeśli ja nie dostrzegam w swoim wyborze wyboru, to co? A jeśli słyszę od społeczności gejowskiej, że homoseksualizm jest wrodzony, że ludzkiej natury nie można sobie wybrać, ani z niej zrezygnować i jeśli mnie skręca na myśl o tym reakcyjnym pomyśle, że osobę homoseksualną można "uzdrowić", że może ona dokonać innego wyboru i zrezygnować ze swojego homoseksualizmu? A co, jeśli podejrzewam, że te różne wybory, które mi pani tutaj przedstawia, te płciowe niuanse z wielorakimi możliwościami, są częścią tej samej reakcyjnej ideologii, bo po wyborze można się rozmyślić, a zmiana zdania to przywilej kobiety?".

Przejdę teraz do tych nieuczciwie przedstawionych wydarzeń. Jedną z nich jest Gamergate. Ci, którzy w ogóle nie znają sprawy mogą zbytnio zasugerować się opisem autora, który jest stronniczy i nie do końca prawdziwy.Autor sprowadził całą aferę do "wojny, która zapanowała w świecie komputerowym, mężczyźni kontra kobiety" oraz "męskiej społeczności graczy, która na zarzuty feministek zareagowała ujawnieniem ich adresów oraz maili co naraziło je na groźby". Pan Rushdie niestety chyba przedawkował "Washington Post" i nie zainteresował się żadnymi innymi źródłami, w tym wypowiedziami samych graczy. Inne lewicowe gazety przedrukowały ten artykuł i pod każdym pojawiała się fala nieprzychylnych komentarzy oskarżając (słusznie) prasę o przedstawienie sfałszowanego obrazu całej afery co poskutowało tym, że pod koniec była to raczej wojna graczy z prasą, a nie mężczyzn z kobietami. Dla zainteresowanych przytoczę tutaj krótki opis użytkowniczki, który podpisuje się jako Outstar "ajgłośniejsze strony w aferze nie wiedzą już, o co im chodzi i zaplątały się w łańcuch wzajemnego trollowania i nienawiści. Anita Sarkeesian jest dość dziwną postacią - jej feministyczny projekt, Tropes vs Women, skrytykowały zarówno feministki, jak i zwykłe "graczki" (ze mną włącznie). Po tym, jak uzyskała ogromną ilość wpłat na kickstarterze zamilkła na długi czas, by po ogromnych opóźnieniach opublikować średniej jakości filmy, w których większość materiałów - w tym grafiki oraz filmy z gier - były kradzione. Ludzie zapłacili Anicie, żeby grała w gry, a ona nawet z 100 tys. dolarów na ten cel musiała "pożyczyć" cudze materiały, bo prawdopodobnie graczką wcale nie jest - co przyznała w paru filmach sprzed jej wielkiej kariery, które do dzisiaj krążą na jutubie ("nie gram w gry, są obrzydliwe" i tym podobne cytaty). Internet zaroił się od ataków na nią przez te wpadki - niektórzy z atakujących zrobili to w najgorszy możliwy sposób, grożąc, doxxując i włamując się na jej konta. Wtedy ruszała fala feministycznego wsparcia dla Anity, która z szachrajki stała się ofiarą i bardzo dobrze znalazła się w tej roli. Niestety, cierpią na tym zwykłe developerki, które przez trollów z GamerGate cierpią tylko dlatego, że w jakikolwiek sposób są związane z branżą gier. Po stronie Anity mamy "jeśli ktokolwiek się w czymkolwiek ze mną nie zgadza, jest mizoginistą i powinien zostać zaatakowany przez feministki". Po stronie GamerGate (oprócz wielu głosów rozsądku) - "jesteś kobietą w branży gier? Zdoxujemy Cię dla zabawy". I tak się to wszystko nakręca...". W każdym razie to, że jeden z najbardziej uznanych pisarzy na świecie nie robi dokładnego researchu i podchodzi do sprawy jednostronnie jest bardzo niepokojące i źle świadczy o samym autorze.
Kolejną sprawą do, której Salman Rushdie nie podszedł zbyt obiektywnie ani nawet nie podjął próby zrozumienia drugiej strony jest wątek polityczny. Kiedyś noblistka Elfriede Jelinek napisała "pisarz powinien się trochę wycofać, żeby móc być obserwatorem rzeczywistości". Niestety autor wyszedł z roli obserwatora i tak mocno zaangażował się w ostatnie wybory, że sympatie polityczne zaślepiły go i nie pozwoliły spojrzeć na sprawę z dystansem. 

W powieści "Złoty dom Goldenów" została przedstawiona dwójka przeciwników politycznych: Donald Trump jako Joker (antybohater, potwór, drań, łotr bez żadnej wrażliwości i uczuć" oraz Hillary Clinton jak Batwoman (pozytywna bohaterka, która jest aniołem i pragnie chronić ludzi oraz walczyć o ich dobro). Rozumiem, że można nie lubić pana Trumpa i nie zgadzać się z jego programem politycznym. Ma on wiele wad i popełnia wiele błędów. To samo Pani Clinton. Wyborcy zaś decydują, które "wady" przeszkadzają im mniej. Od wielkiego intelektualisty oczekiwałabym jednak więcej zrozumienia i obiektywizmu. Natomiast przedstawianie jednej osoby jako krwiożerczej bestii, a drugiej jako niebiańskiej istoty (choć również można jej wiele zarzucić) zdecydowanie nie jest tym co pisarz (zwłaszcza dobry pisarz, taki, który widzi więcej, krytycznie patrzy na wszystko co jest mu podsuwane, potrafi powściągnąć emocje i analizować). Zdanie "Batwoman również miała ciemną stronę, ale wykorzystywała ją w dobrych celach" jest wręcz paradne! Nie wiem do jakiego dobrego celu przyczyniło się użycie katastrofy na Haiti i niezapewnienie pomocy technicznej i humanitarnej obiecanej przez Clinton ofiarom (które straciły dachy nad głową dorobek całego życia i nie były w stanie zapewnić swoim dzieciom odpowiedniej pomocy medycznej) oraz wykorzystanie pieniędzy swoich darczyńców do własnych interesów finansowych na Haiti a nie do pomocy ofiar. Nie wiem do czego dobrego przyczyniło się branie pieniędzy od Arabii Saudyjskiej (kraju, w którym zabija się homoseksuliastów) do polepszenia sytuacji społeczeństwa LGBT, oraz korupcja (może kiedy Salman Rushdie nam to wytłumaczy zmienię ocenę na 10). Poza tym jest to ta sama kobieta, która paskudnie potraktowała Obamę (wymarzonego, idealnego prezydenta według liberałów) sugerując nawet w jednym z wywiadów, że nie wycofa się na korzyść wysuwającego się na prowadzenie Obamy ponieważ liczy na to, że przytrafi mu się wypadek (dla zainteresowanych więcej w filmach "Clintonowie kontra Obamowie- sekrety rywalizacji" oraz "Pieniądze Clintonów"). Salman Rushdie głuchy i ślepy na te fakty uważa 60 milionów Amerykanów za podłych łotrów. Wielki intelektualista nie bierze pod uwagę, że być może oddali głos ponieważ z D.T zgadzają się w 40% a z H.C.tylko w 25% lub, że wszystkie afery jakie miały miejsce dowody oraz poszlaki, które zebrano od początku prezydentury jej męża aż po rok 2016 znacznie obniżyły zaufanie do niej. Autor nie próbuje zrozumieć drugiej strony, poznać motywów jej postępowania, dowiedzieć się co ich boli, woli oskarżać. Tymczasem Arlie Russell Hochschild postanowiła dociec o co chodzi prawicowcom. Opis wydawnictwa Krytyka Polityczna "Socjolożka z Berkley, spędziła pięć lat w Luizjanie, by zrozumieć o co chodzi Południowcom (...) Oczywiście, jak każda podróż, i ta kończy się wewnętrzną przemianą. Hochschild jedzie na Południe wyposażona w bagaż stereotypów – spodziewa się, że w centrach handlowych zastanie półki pełne libertariańskich powieści Ayn Rand i wszechobecny rasizm. Jej reportaż pokazuje, że rzeczywistość komplikuje te tezy." Swoich poglądów nie zmieniła pozostała demokratką, ale po tej podróży potrafi postawić się w sytuacji człowieka o innych poglądach. Tymczasem postawa naszego autora jest nie do przyjęcia, krytykując innych za budowanie muru sam wznosi tzw. empathy wall. Rushdie kiedyś krytykował religie między innymi za to, że indoktrynuje i narzuca "jedyny słuszny pogląd". Tymczasem teraz pisarz robi dokładnie to samo "kto jest republikaninem jest złym człowiekiem". Ostatnia ciekawostka na koniec, autor kiedyś zgadzał się z Orianą Fallaci i twierdził, że nie ma czegoś takiego jak umiarkowany Islam, jest po prostu Islam, który jest niebezpieczny i niepotrzebny. Czytając książkę da się zauważyć, że zmienił zdanie. Niestety wejście do amerykańskiej elity chyba jednak utrudnia wczuwanie się w sytuacje zwykłych zjadaczy chleba.
Ta książka jest najbardziej przereklamowaną jaką czytałam. Nie podzielam zachwytów nad nią i bardzo się dziwię, że uznane czasopisma tak ją promują.

"Małe życie" pokazuje alternatywną rzeczywistość: 90% bohaterów w powieści to osoby homoseksualne, osoby heteroseksualne można policzyć na palcach jednej ręki. Homoseksualne są sąsiadki, wykładowcy, przyjaciele, kuzynki oraz główni bohaterowie. Oczywiście, że pisarz to jest osoba, która między innymi myśli sobie "obejrzę rzeczywistość i ją pokażę", homoseksualizm istnieje w społeczeństwie, ale nie w takim natężeniu o jakim pisze autorka. W jakimś momencie kiedy pojawia się setna postać i okazuje się, że także jestem gejem lub lesbijką staje się to groteskowe i śmieszne. W powieści wspomniana jest również zmiana płci, problemy rasowe i pedofilia (oczywiście w wykonaniu osób duchownych). Postacie, które są konserwatywne jeśli są bohaterami pozytywnymi autorka opatruje komentarzem "był konserwatystą, ale myślącym". Widocznie dla autorki oczywistym jest, że osoby przywiązujące wagę do tradycyjnych wartości to osoby "niemyślące". 

Bohaterowie tej powieści irytowali mnie. Jude został przedstawiony jako bardzo pokrzywdzony mężczyzna z trudnym dzieciństwem, które ma usprawiedliwić wszystkie jego złe wybory i skłonności samodestrukcyjne. W dorosłym życiu wszystko kręciło się wokół niego. Przyjaciele po macoszemu traktowali swoje żony i partnerki, ale Jude'a traktowali jak jajko. Jeden beształ drugiego za to, że nie rzucił pracy i wszystkich ważnych sprawach, żeby sprawdzić czy przypadkiem Jude z własnej woli nie robi sobie krzywdy.

Kolejną wadą tej powieści jest właśnie to, że autorka starała się odmalować przynajmniej dwóch głównych bohaterów jako świetliste anioły, dobre i bez skazy, tymczasem ja widzę dwóch Piotrusiów Panów, którzy ciągle chcą prowadzić chłopięce niedojrzałe życie bez poważnych decyzji i zobowiązań. Odniosłam takie wrażenie, że kobiety kojarzą się bohaterami właśnie z tym co każe im zrezygnować z tej beztroski, dlatego partnerki trzymane są na dystans. W ogóle "Małe życie" ukazuje związki mężczyzn z kobietami jako te gorsze relacje, te, w których więzi są powierzchowne, płytkie, wartościowe są tylko relacje mężczyzn z mężczyznami. To w związkach homoseksualnych tworzone są prawdziwe więzi. Zacytuję tutaj zdanie z recenzji Pana Marcina "Co ciekawe na kartach tej powieści kobiet nie ma wcale, są tłem właściwie niewidocznym i nie wypowiadają ani jednego mądrego, znaczącego czy istotnego dla przebiegu fabuły zdania (to spostrzeżenie zawdzięczam Jadwidze Jędryas)".

Ogółem powieść jest napisana tak jakby autorka chciała się podlizać ruchom LGBT oraz wszystkim lewicowym. Jest przerysowana i groteskowa. Jej najgorszym mankamentem jednak jest to, że odbiera nadzieję.

środa, 19 października 2011

" Taniec z aniołem" Ake Edwardson


Akcję  tej książki streszczę w kilku zdaniach. W hotelu w południowych Londynie zostają znalezione zwłoki młodego chłopca. W Göteborgu z kolei
zostaje znaleziony student zamordowany w podobny sposób. W końcu pewne szczegóły zaczynają wskazywać na jednego sprawcę przez co szwedzka i angielska policja łączą siły rozpoczynając wspólne śledztwo.

W wielu recenzjach dotyczący tej książki czytałam, że Winter jest kolejnym policjantem z cyklu " zmęczony życiem". Nie wiem skąd wzięła się ta opinia. Ja zupełnie nie mogę się z nią zgodzić. Od kiedy Hening Mankell stworzył Wallandera do kanonu literatury kryminalnej weszła  postać zdolnego policjanta, najczęściej po rozwodzie ( Wallander, Barbarotti) lub mającego trudności rodzinne, łamiącego zasady ( oczywiście w słusznej sprawie ) i nietrzymającego się wytycznych jakie dali mu przełożeni. Postać  komisarza Wintera zdecydowanie odbiega od tego kanonu. Winter w bardzo młodym wieku stał się komisarzem. Nosi drogie ubrania, nie ma problemów finansowych, od czasu do czasu popija whisky i pali cygara, ale nie jest nałogowcem to po prostu pasuje do jego "snobistycznego stylu". Praca policjanta sprawia, że  Winter też od czasu do czasu musi porozmawiać z pewną pastor o tym jakie tragedie zdarzają się na świecie i jak dobremu człowiekowi trudno jest sobie z tym poradzić nie popada jednak w melancholijne nastroje i nie ma skłonności do depresji jak Wallander. Winter ma raczej pogodne usposobienie i jest optymistą. Pomaga mu to nie tylko w pracy, ale także i w życiu osobistym. Komisarz bowiem zakochuje się w pięknej Angeli i zakłada z nią rodzinę ( po raz kolejny niezgodnie z kanonem).

To tyle o sylwetce głównego bohatera. Teraz trochę o fabule. Sam opis, który podałam na początku może wydawać się mało interesujący, ale temat  powieści był bardzo ciekawy ( przynajmniej dla mnie). Wiele osób narzeka, że przy czytaniu tego kryminału przeszkadza im sposób prowadzenia narracji przydługie opisy, nieistotne sceny i "głupie dialogi" ( co jest  ciekawe bo na odwrocie książki jeden z recenzentów właśnie za to ją pochwalił !). Sama przyznaję, że akcja jest dosyć rozwleczona i przy kolejnych tomach przeszkadzało mi to do tego stopnia, że znudzona odkładałam je na półkę. Jeśli chodzi o "Taniec z aniołem" mimo, iż  jest to kryminał pisany w ten sam sposób pochłonęłam go w ciągu dwóch dni. Myślę, że to właśnie przez dosyć nietypowy i odważny temat ( Okazuje się, że morderstwa mają związek z sex-biznesem, nielegalną pornografią a  nawet filmami snuff  , o których nigdy wcześniej nie słyszałam i w związku z tym zastanawiało mnie też na ile wcześniejsza praca autora pozwoliła mu  niejako zbadać ten temat a na ile  użył  swojej wyobraźni ).

W powieści bardzo ciekawie są też ukazane wątki społeczne. Momentami miałam wrażenie, że zagadka kryminalna jest  tylko pretekstem do ukazania mentalności Szwedów i pewnych zjawisk spotykanych w tym kraju. Autor w dużej mierze skupia się na wątkach rasistowskich ( jak bardzo go dręczą  można dowiedzieć się czytając kolejne  tomy o Eriku Winterze ponieważ większość z nich porusza problemy jakie wiążą się
z mniejszościami narodowymi w Szwecji i z nastawieniem Szwedów  do obcokrajowców).

Mnie ta książka przypadła do gustu, ale nie poleciłabym jej miłośnikom szybkiej akcji i bardziej nastawionych na rozrywkową literaturę z licznymi zwrotami akcji niż na  głębię psychologiczną i tło obyczajowe.

środa, 12 października 2011

Moralność po skandynawsku

Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł  "Zabójcza Skandynawia" w  "Gościu Niedzielnym". Autor  tekstu robi przegląd najbardziej poczytnych kryminałów i analizuje postawy, poglądy i zachowaniaich głównych bohaterów jednocześnie poddając w wątpliwość w ich słuszność.

Pisarze przypisując swoim głównym  bohaterom pewne przekonania i opinie kreują pewne wzory do naśladowania, wskazują, których wartości według nich powinno się bronić i o co walczyć. Dawniej na przykład dość dużym problemem był rasizm, toteż genialni pisarze w swoich dziełach potępiali go. Dzisiaj dzieci w szkołach uczy się, że nie wolno popierać dyskryminacji ze względu na narodowość i rasę a pisarze, którzy w swoim czasie zaczęli potępiać  zjawisko rasizmu niejako też "wybiegając w przyszłość" i przewidując, że takie zjawisko będzie prowadziło do zła  dziś  są wychwalani za to, że nie bali się stanąć w obronie "kolorowych", którzy w wielu państwach byli traktowani gorzej.


Dla autora artykułu " Zabójcza Skandynawia" problemem jest to, iż pisarze pochodzący ze Szwecji czy Norwegii w swoich książkach propagują duży liberalizm zwłaszcza w sferach obyczajowych.
W socjaldemokratycznych państwach północy nikt już nie odważy się powiedzieć, że homoseksualizm jest zboczeniem.  Nie czytałam żadnego kryminału, w którym tzw " dobry bohater" byłby homofobem, jest wręcz przeciwnie a oto kilka przykładów :  

" Mam nadzieję, że nie zamierza pan twierdzić, że homoseksualizm jest chorobą psychiczną. Takie stwierdzenie bowiem może być karalne "  ( cytat z książki Stiega Larssona " Zamek z piasku, który runął" )

Kto wypowiada  te słowa? Annika Gianini  adwokat Liesbeth Salander, czyli krótko mówiąc ta która zalicza się do dobrych bohaterów.

" Przedarłam się przez to, co te głupie homofoby ostatnio wygadują[...] Nienawiść musi się kierować przeciwko ofierze będącej reprezentantem jakiejś grupy. I właśnie w głowie mi się nie mieści nienawiść w stosunku do pewnych grup, zwłaszcza w takim społeczeństwie jak Norwegia. W Strefie Gazy, owszem.W Kabulu też. Ale tutaj ?" ( cytat z książki Anne Holt " Materialista" )

Ta wypowiedź z kolei należy do Inger Johanne Vik głównej bohaterki, która należy do postaci pozytywnych.

"Mężczyzna siedzący w fotelu żywił tyle uprzedzeń, że Patrikowi zaparło dech w piersiach. Najchętniej złapałby gościa za frak i wygarnął, co o nim myśli"

Ten cytat przytacza również autor  artykułu " Zabójcza Skandynawia" wyjaśniając jednocześnie, że powodem irytacji policjanta było to, iż przesłuchiwany przez niego mąż ofiary nie ukrywał, iż  nie może przeżyć tego, że żona opuściła go. Zwłaszcza to, że odeszła  nie z mężczyzną, ale z kobietą uważa za wystawienie rodziny na
pośmiewisko.

Niesamowitym zjawiskiem jest to, iż skandynawscy pisarze nie tolerują homofobii a każdy przejaw dyskryminacji traktują  tak samo jak dyskryminację ze względu na rasę a w dzisiejszych czasach już  chyba  nikt publicznie nie nawoływałby do nierównego traktowania mniejszości  rasowych. Ludzie nie przyznają się już  do tego, że są rasistami a tolerancja w stosunku do mniejszości narodowych czy do ludzi o innych kolorze skóry poczytywana jest za cnotę. Czy to znaczy, że za kilkadziesiąt lat przejawy homofobii
będą komentowane w taki sposób w jaki dzisiaj komentuje się  oddzielne miejsca w restauracjach i autobusach dla czarnych ludzi w Ameryce lat 30-stych ?

Póki co niewiele wskazuje, żeby miało się tak dziać w Polsce ponieważ ciągle jest to kraj ludzi konserwatywnych. W Polsce " lewackie poglądy" chyba często kojarzone są z komunizmem więc nic dziwnego, że wzbudzają niechęć i powodują uprzedzenia. Poza tym Polska jest krajem katolickim
a katolicyzm nie pozwala na przyjmowanie niektórych poglądów ( np. nie uznaje homoseksualizmu ).Polski  czytelnik dziwi się czytając książki autorów z północy ponieważ autorzy ci wyraźnie wskazują na pewne wartości, zupełnie inne niż te jakich broni się w naszym kraju.  Jednocześnie Polacy siegają równie często po skandynawskie kryminały jak obywatele krajów zachodnich. To  znaczy często. Co powoduje  tak duże zainteresowanie skoro dużo czytelników pyta " czy przypadkiem nie zapomnieliśmy zwrócić uwagi na tło obyczajowe powieści, które czytamy?" albo " nie rozumiem co ludzie widzą w twórczości tego lewaka  Larssona ?" Czy chodzi o dobrze uknutą, ciekawą intrygę, nietypową akcję, a może to zwykła moda ? Co do  tego ostatniego jestem pewna, że  wcale o modę nie chodzi. Na forach internetowych aż roi się od wypowiedzi miłośników skandynawskich powieści kryminalnych. Co ciekawe, bardzo dużo z nich  broni poglądów i postaw przedstawionych  przez ulubionych twórców. Powiem szczerze, że choć sama jestem fanką szwedzkich, norweskich czy duńskich powieści zwłaszcza przez tło obyczajowe jakie jest w nich ukazane i jest to pierwszy element na jaki zwracam uwagę czytając to są pewne rzeczy, z którymi i ja nie mogę się zgodzić i ciężko mi je zaakceptować. Jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie to jestem zwolenniczką  tego, żeby ludzi, którzy tworzą  związek cechowała dojrzałość emocjonalna i żeby tą dojrzałością nie nazywać czegoś co nią nie jest. Byłam zdegustowana kiedy czytałam trylogię Stiega Larssona, w której została  ukazana relacja trójkąta Erika- Michael - mąż Eriki. Dla mnie związek zawsze stanowiły dwie osoby, uważam, że kiedy jest ich więcej nie da się już zbudować  takiej intymności czy więzi jak we dwie osoby. Z resztą jaka to była więź ? Michael i Erika byli przyjaciółmi, bardzo się lubili wspierali, ale nie czuli do siebie miłości, Erika twierdziła, że kocha tylko swojego męża.  Dlaczego więc zdecydowała się na taką relację z Michaelem ? Przez zbyt rozbuchane potrzeby erotyczne ?  To nie jest powód, uważam, że w dojrzałej relacji takie rzeczy załatwia się poprzez kompromis ( ale  nie taki, żeby wpuszczać do swojego związku osoby trzecie !). Nie podobało mi się również zachowanie Michaela. Oprócz Eriki miał on wiele różnych kochanek. Z żadną z nich nie łączyła go żadna silna więź, z żadną z nich nie zbudował prawdziwej  pięknej relacji opartej na zaufaniu, szczerości, wierności i miłości. Nie podobało mi się zachowanie Lisbeth Salander podobnie jak Michael miała ona wielu różnych partnerów i partnerek, niektórych znała lepiej, innych gorzej.  Najgorsze jest to, że podczas procesu Annika broniła  zachowania  Lisbeth próbując dowodzić, że jest ono  całkiem normalne, że nie można posądzić  jej ani o rozwiązłość ani o żadne zaburzenie. Oczywiście, Annika była jej adwokatem więc taką miała rolę, żeby jej bronić, ale ta scena powoduje, że usprawiedliwia się takie zachowania. Dlaczego Stieg Larsson stworzył dzieło, w którym bohaterowie używają swojego ciała, nie  szanują go, oddają byle komu ?

Mnie się to nie podoba, ale poza mną istnieje mnóstwo czytelników, którzy gotowi są usprawiedliwiać takie postawy twierdząc, że lepiej nie pozostawać w małżeństwie, które od dawna nie istnieje, kiedy ma się obok kogoś kogo naprawdę się kocha bo nie ma sensu udawać albo, że można z powodzeniem rozdzielić sferę seksualną od uczuciowej bo jedna z drugą nie musi mieć nic wspólnego.

Czas pokaże czy przenikną do nas skandynawskie wzorce. Wszystkie a może  tylko niektóre.

niedziela, 25 września 2011

"Krew którą nasiąkła", Åsa Larsson

"Krew, którą nasiąkła" jest książką autorstwa jednej z lepszych szwedzkich pisarek. Główną bohaterką tej powieści jest utalentowana prawniczka Rebeka Martinson. Åsa Larsson doskonale opisała stan w jakim znajduje się człowiek po traumatycznych przeżyciach desperacko poszukujący akceptacji i broniący się przed wykluczeniem. Szefowie Rebeki choć próbują grać przyjaciół wiedząc o tym, iż ze strachu przed utratą pracy i akceptacji czy poczucia przynależności do grupy ( jedynym towarzystwem w jakim obraca się kobieta są właśnie jej współpracownicy)Rebeka bez mrugnięcia okiem przyjmie każde zlecenie, polecają jej wykonywać te zdania, których inni nie chcą  się podjąć. Tak jest też z pomocą dla pastorów pewnej parafii na północy Szwecji. Rebeka jednak zamiast zająć się jedynie doradztwem finansowym angażuje się w śledztwo w sprawie morderstwa pastor Mildred Nilsson.

Tutaj przerwę opowiadanie o fabule, żeby podać kilka danych statystycznych i poczynić pewne własne  spostrzeżenia. Z najnowszych badań jakie udało mi się znaleźć wynika, że ponad 60 procent mieszkańców Szwecji to ludzie niewierzący bądź agnostycy natomiast pozostali  to przeważnie członkowie Kościoła narodowego Szwecji czyli luterańskiego. Inne wyznania to naprawdę mniejszość.
Takie dane pozwalają mi zrozumieć dlaczego poznając kolejnych bohaterów literatury skandynawskiej dowiaduję się, że są oni ateistami ( Tora bohaterka stworzona przez Yrsę  Sigurdardottir, Wallander Mankella, Maria Kallio Leeny Lehtolainen, Liesbeth Salander i Michael Blomqvist Stiega Larssona ). Zazwyczaj ludzie bardzo wierzący przedstawiani w powieściach należą do jakiegoś ortodoksyjnego odłamu prostestantów  albo sekty ( jak choćby w " Zanim nadejdzie mróz" Henninga Mankella) i zazwyczaj ślepo przestrzegają zakazów i nakazów religii. Asa Larsson też chyba kiedyś musiała zrazić się do " Kościoła"  ponieważ w pierwszej ze swoich książek  "Burza z krańców ziemi" napisała " Ludzie słabi często ciągną do Kościoła, zresztą tak jak ludzie, którzy chcą mieć władzę nad słabymi". Niestety nie udało mi się jeszcze przeczytać tej powieści czego bardzo żałuję, ale za to obejrzałam film z Izabelą Skorupco oparty na jej motywach. Film ukazuje hipokryzję pastorów jednej z parafii położonej w miejscowości na północy Szwecji. Jeden okazuje się pedofilem ( plus taki, że sam rozumie jak bardzo źle czyni i zgadza się, żeby skorzystano z tego najbardziej radykalnego sposobu aby ukrócić ten proceder...) drugi choć poważany przez miejscową społeczność i uznawany za człowieka pełnego cnót zdradza żonę i wykorzystuje  swoją uczennicę.
W " Burzy z krańców  ziemi"  można też  zobaczyć do czego prowadzi literalna interpretacja Słowa Bożego i fanatyczna  wiara : w jednej ze scen jeden z duchownych każe zabić dwie małe dziewczynki twierdząc, że Pan  chce je mieć przy sobie. Dowiadujemy się, że Rebeka kiedyś też należała do tego Kościoła, ale odeszła.

Temat jednak widocznie nie daje spokoju pisarce ponieważ  postanawia go poruszyć także w kolejnej książce. W " Krwi, którą nasiąkła". Robi to tylko w inny sposób. Zamordowana pastor Mildred Nilsson choć dla  wielu była postacią kontrowersyjną i została niejednoznacznie ukazana myślę, że jednak to jej postać miała odgrywać rolę tej "dobrej".

piątek, 23 września 2011

" Kobieta ze śniegu"

Leena Lehtolainen nie jest jeszcze tak znaną w Polsce pisarką jak szwedzcy autorzy ( Larsson, Mankell) więc przedstawię pokrótce fabułę jej pierwszej książki jaką jest " Kobieta ze śniegu".

Komisarz Maria Kallio musi rozwiązać zagadkę morderstwa pewnej psycholog, która swoją rezydencję przemieniła w ośrodek dla skrzywdzonych kobiet. Podejrzanych jest wielu ponieważ mógł to być jej własny kochanek  jak i ktoś kto przeciwstawiał się jej radykalnie feministycznym poglądom albo ktoś z rodzin kobiet, które znalazły schronienie w jej dworku.

Wątek kryminalny choć ciekawy nie jest jednak w tej powieści najważniejszy, ale po kolei. Zacznę od wrażenie jakie zrobiła na mnie główna bohaterka - policjantka Maria Kallio. Na  początku nie poczułam  do niej wielkiej sympatii a to dlatego, że próbowała odrzucić wszelką swoją kobiecość. Dało się to zauważyć już w początkowych scenach gdzie opisywany jest ślub policjantki. Jak do wszystkiego także i do tego wydarzenia- które w życiu wielu kobiet jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej romantycznych - ma ona typowo męskie podejście. Zazwyczaj  to kobiety cieszą się, że udało im się doprowadzić pod ołtarz ukochanego mężczyznę. Tutaj mamy sytuację odwrotną, da się wyczuć, że to narzeczonemu Kallio bardziej zależało na ślubie. Nawet gdy bohaterka zachodzi w ciążę zachowuje się " po męsku" nie kupuje różowych ubranek i malutkich bucików a poradniki na temat dzieci czyta a nie ona a jej mąż  i z resztą sama przyznaje, że mdli ją gdy słyszy o "koronkowym macierzyństwie".

Jednak mimo, iż bohaterka nie do końca przypadła mi do gustu to zarys tła obyczajowego i opisy  fińskiej społeczności bardzo ! Poza ukazywaniem stosunków społecznych cenię skandynawskie kryminały za kreowanie bohaterów, którzy działają wedle własnego sumienia i samodzielnie myślą, nie przyjmują prawd narzuconych ani nie wierzą w coś dlatego, że wierzą w to autorytety czy duchowni przez wielu jeszcze uważani za wyrocznie w kwestiach moralności. Podoba mi się, że skandynawski kryminał propaguje  podejście zdroworozsądkowe i pokazuje, że fanatyzm może doprowadzić do tragedii.

W " Kobiecie ze śniegu" również jest odwołanie do tego niezdrowego fanatyzmu przy opisie gminy lestadian, z której uciekła  jedna z  pacjentek Eliny Rosberg. Lestadianie są ortodoksyjnym odłamem protestantów.
Z powieści Lehtolainen można dowiedzieć się, że zasady panujące w ich społeczności są bardzo surowe kobietom nie wolno oglądać telewizji, rozpuszczać włosów a nawet nosić jeansów. Pozostałe zakazy przypominają te z jakimi stykają się i katolicy :  zabronione jest używanie antykoncepcji. Ale co w takim razie ma zrobić kobieta, która już wiele razy rodziła a kolejna ciąża może być zagrożeniem dla życia matki albo nienarodzonego dziecka ? Jest przynajmniej jedno wyjście : nie starać się o kolejną ciążę. Niestety Johanna ( pacjentka Rosberg) nie zdołała przekonać swojego męża ( notabene miejscowego kaznodziei, fanatyka swojej religii) do tego, żeby zaniechali starań o jeszcze jedno dziecko. Mieli ich już dziewięcioro a kolejny poród miał być śmiertelny dla Johanny jak przekazała jej lekarka.  Johanna nie chciała, żeby dziewięcioro jej dzieci straciło matkę toteż po rozważeniu wszystkich wątpliwości dokonała aborcji ( swoją drogą  zaciekawiło mnie podejście Finów  do tego trudnego tematów, ci którzy nie są specjalnie religijni traktują aborcję jak zwykły zabieg a przynajmniej całkowicie usprawiedliwiony jeśli kobieta jest w takiej sytuacji jak Johanna, takimi słowami broni jej  też  Elina  Rosberg " Wątpie, żeby którakolwiek z was uważała za morderstwo, zwłaszcza w sytuacji, w której ciąża i poród stanowiłyby zagrożenie dla życia zarówno Johanny jak i jej dziecka". To jest zrozumiał, natomiast troszkę przeraziła mnie scena kiedy nasza główna bohaterka wybrała się do ginekologa. Pani doktor słysząc, że Kallio tej ciąży nie planowała a środki antykoncepcyjne zawiodły sama spytała ją czy ma dokonać zabiegu. Myślę, że w takiej sytuacji byłoby to już niemoralne i cieszę się, że Kallio się nie zgodziła). Jej mąż był głuchy na argumenty, nie wierzył w medycynę, ale  wierzył w Boga i był pewien, że jego żona nie umrze, że Bóg kocha  ich więc nie dopuści do śmierci ani jej ani  dziecka toteż nie chciał podejmować żadnych innych środków, żeby chronić żonę. Gdy okazało się, że Johanna dokonała  aborcji mąż zabronił jej się widywać z dziećmi i choć nie wolno mu było tego zrobić Johanna nie mogła liczyć ani na pomoc miejscowego adwokata ani policji ponieważ wszyscy należeli do gminy lestadian. Mam wielki szacunek dla ludzi wierzących, dl wszystkich wyznań, ale uważam, że zdawanie się w kwestii życia i zdrowia na samą wiarę  nie jest dobre. Po to ludzie wymyślili medycynę, żeby pomagała im zwalczać choroby.

W powieści  oprócz kontrowersyjnego tematu aborcji są jeszcze inne wątki ciągle szokujące  dla polskiego czytelnika np. ten o szczęśliwej parze lesbijek. Tam jednak ich związek jest inaczej ukazany niż  mógłby być w polskiej powieści. One nie muszą się ukrywać, walczyć o prawa do posiadania dziecka, do bycia razem, do legalizacji swojego związku, one wszystko to już mają bo kraje skandynawskie po tym tym względem wyprzedziły Polskę.

Książka jest doskonale napisana i godna polecenia więc każdy bez  względu na przekonania powinien po nią sięgnąć.

poniedziałek, 19 września 2011

" Svinalängorna"



W końcu udało mi się obejrzeć film  "Svinalängorna" na podstawie książki Susanny Alakoski, która niestety nie została wydana w Polsce. Film opowiada historię Leeny ( w tej roli Noomi Rapace) która  powtórnie musi zmierzyć się ze swoją przeszłością po tym jak dostaje telefon ze szpitala w Ystad i dowiaduje się, że matka, z którą dawno temu straciła kontakt jest umierająca.

Mimo znakomitych recenzji  i pochlebnych opinii rozczarowałam się. Może to dlatego, że spodziewałam się jakiejś niesamowitej historii, nietypowej a przynajmniej oryginalnego podejścia do tematu. Tymczasem oglądając film cały czas czekałam na coś  co sprawi, że nie będzie on przypominał mi kilkudziesięciu innych filmów gdzie poruszany jest problem alkoholizmu czy trudnych relacji matek i córek. Tą historię można było też trochę skrócić a nie rozwlekać na prawie dwie godziny. Nie wiem dlaczego tak się stało, pewnie wiele wątków z książki i tak zostało pominiętych. Podobno według powieści którą napisała  Alakoski w zapomnieniu o traumie dzieciństwa i odnalezieniu się w "normalnym" życiu  Leenie  pomaga dwójka przyjaciół. W filmie natomiast jest to mąż - naprawdę złoty mężczyzna, przymyka oczy na huśtawki emocjonalne żony, stara się ją zrozumieć, nie ma do niej pretensji nawet wtedy kiedy Leena zaczyna się zachowywać jak jej matka i wszczyna z nim bójkę przy córeczkach albo ni stąd ni zowąd wychodzi trzaskając drzwiami . Może dlatego, że  rozumie, iż  Leena nie chce grzebać w przeszłości a stawianie czoła przykrym wspomnieniom wymaga od niej dużego wysiłku ? 

Przesłanie jest dobre. Leena mimo wielu życiowych przeciwności  wygrywa. Udaje jej się stworzyć szczęśliwą rodzinę. Ma  wspaniałego męża, na którego zawsze może liczyć. Ładna historia niemniej jednak czegoś mi w niej brakuje.