wtorek, 2 sierpnia 2011

Co nas w niej pociąga ?


Małe dziewczynki w szkolnych przedstawieniach zawsze walczą o rolę  tej dobrej, łagodnej Śnieżki natomiast gdy dorastają każda chce być już  tylko Złą Królową.
 

Życie mamy tylko jedno, nie możemy przewinąć go do tyły ani cofnąć popełnionych błędów, nie możemy wszystkiego wykasować jedno złe zdarzenie na zawsze może pozostawić czarną plamę w naszym życiorysie. Dlatego tak bardzo dbamy o to by  postępować zgodnie  z normami społecznymi jakie panują w naszej kulturze.

„ Oprócz tego istniały w nim nieświadome sadystyczne pragnienia, by karać i upokarzać innych. Było to dla niego jednak tak obrzydliwe, że ukrywał te skłonności za przesadną dobrocią wobec otoczenia” napisała Karen Horney w swojej książce „ Nasze wewnętrzne konflikty”. Może więc  przynajmniej w tej sprawie  warto przyzna Freudowi rację. Czy jednak te same  mechanizmy powodują to, że w postaciach literackich kochamy inne cechy niż w żywych prawdziwych ludziach ?

Powrócę tutaj do trylogii Stiega Larssona. Długo się przed nią broniłam ponieważ zazwyczaj unikam jakichkolwiek dzieł  wokół których panuje zbiorowy szał, ale w końcu w zeszłym roku pod koniec września dałam za wygraną i postanowiłam się przekonać co jest  w niej tak urzekającego.
         Muszę przyznać, że powieści były ciekawie napisane, nie mogłam odebrać się od książki dopóki nie rozdziału, później następnego i jeszcze następnego i tak dopóki nie przeczytałam całej pierwszej części.

Od początku jednak nie  spodobała mi się główna bohaterka – Lisbeth Salander – dziewczyna, która zakończyła edukacje na bardzo niskim poziomie co wcale nie szło w parze z jej wysokim poziomem inteligencji i zdolnościami jakie posiadała. Jak zwykle bywa autor chce aby bohaterowie jego utworu byli oryginalni i niepowtarzalni, Larsson w tym celu zastosował kilka zabiegów : Lisbeth jest outsiderką stroniącą od ludzi, nie potrafi się z nimi komunikować ( przynajmniej za pomocą słów) ani okazywać im ciepłych przyjaznych uczuć ( co nie znaczy, że takich nie żywi) nie chce z nimi rozmawiać i obce są jej powszechne gesty, którymi ludzie obdarzają się na co dzień, właściwie jedyne czego  oczekuje od innych to to, żeby zostawili ją w spokoju. Liesbeth posiada też pamięć fotograficzną i jest jedną  z najlepszych hakerek. No i mamy Salander.
           Mimo, że zalicza się ona do pozytywnych bohaterów i cieszy się sympatią a nawet uwielbieniem milionów ludzi ja czuję do tej postaci  dużą niechęć. Przede wszystkim nie mogę zrozumieć czemu poważne przewinienia są  jej tak łatwo wybaczane a nawet chwalono ją za nie ( gdyby człowiek  tak zrobił w prawdziwym życiu miałby nie lada kłopoty z prawem, policją, prokuratorem i najsurowszym sędzią inaczej zwanym „społeczeństwo” ).
Choć Lisbeth zawsze kierowały dobre motywy, a kiedy wyrządzała komuś krzywdę przeważnie była  to zemsta za bliską osobę bądź za siebie  niektórych rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć.
         Dr Teleborian ( jeden z czarnych charakterów) zdiagnozował Salander jako socjopatkę, oczywiście metody leczenia jakim ją poddawał były godne potępienia, diagnoza nie do końca opierała się na rzetelnych badaniach, ale  kiedy poznałam historię tej  kobiety Legendy  również nie mogłam oprzeć się silnemu wrażeniu, że jednak nie wszystko było z nią w porządku. Z książek  Stiega możemy się dowiedzieć, że jako 12-letnia dziewczynka wrzuciła ojcu koktajl Mołotova  do samochodu w wyniku czego doznał licznych obrażeń ciała a jego twarz  przekształciła się w odrażającą „maskę”. Miała  to być obrona matki, która często była bita przez Zalachenkę ( ojca L.S). Oczywiście nie ulega wątpliwości, że człowiek, który bił żonę, traktował ludzi jak pionki i nastawał na życie własnej córki nie mając przy tym żadnych wyrzutów
sumienia, nie zasługuje na litość, ale skąd wzięła się tak silna w złość w małej dziewczynce ? W domu naoglądała się sporo przemocy, ale czy rzeczywiście kilkunastoletnia dziewczynka reaguje na to działaniem zaplanowanym na całkowitą destrukcję własnego ojca w dodatku w taki  sposób a nie strachem płaczem,  zasłonienie matki własnym ciałem ew.  odepchnięcie ojca uderzenie  pięścią ? Nie, Lisbeth nie uznawała środków pośrednich i mało skutecznych,  nawet mając  12 lat potrafiła stworzyć plan dzięki, któremu ani ona ani jej matka już nigdy miały nie zaznać przemocy ze strony zwyrodniałego ojca.
Nie udało się jednak a wszystkie instytucje  państwowe zawiodły wtedy i nikt nie pomógł bronić jej praw.
Nikt z służby zdrowia policji, szkoły ani całej armii pedagogów, psychologów i psychiatrów nie postanowił dociec prawdy i bronić  praw bezbronnej dziewczynki. Nauczyła się wtedy, że nie może ufać  „opiekuńczemu” państwu szwedzkiemu  i jeżeli chce się przed czymś uchronić, coś  załatwić musi to zrobić sama, policja nie będzie  bronić  jej przed bandytami i złym ojcem.
         Tak więc już jako dorosła, Lisbeth po raz drugi próbowała go  zabić ( uderzając  siekierą w głowę), niby w obronie własnej, ale czy to rzeczywiście  była „obrona własna” ? Zależy jak to pojęcie zinterpretujemy. Kiedy L.  wydostała się już z „ grobu”, w którym  została zakopana nie zagrażało jej bezpośrednie niebezpieczeństwo, ale wróciła, żeby upewnić się, że niebezpieczeństwo nie grozi jej już w żadnym innym momencie.
         Jeśli natomiast  chodzi o jej „kuratora”, nie ma w ogóle  tematu drań zasługiwał na to co go spotkało za wszystko co zrobił dziewczynie, którą miał się opiekować. Wielu pewnie kibicowało Lisbeth przy scenie  Zemsty. Sama  cieszyłam się, że  ten „bydlak”  dostał za swoje. Do policji ani prokuratury nie mogła się zwrócić  bo kto uwierzyłby  ubezwłasnowolnionej kobiecie, która długie lata przebywała w szpitalu psychiatrycznym za próbę zamordowania ojca ? Nikt. Tutaj nie miała wyboru.
          Są  jednak rzeczy, co do których mam  wątpliwości :  Salander  stała się posiadaczką 2 mld koron, które  wykorzystywała w bardzo piękny sposób, wynajęła rehabilitantkę dla  swojego byłego kuratora, który okazał jej serce i dbał o nią, uratowała  od bankructwa jakiegoś miernego adwokacinę itp. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że pieniądze te  skradła magnatowi finansowemu przez co sam nie mógł zwrócić długu i został  zamordowany. Nawet to, że  sam Wennerström nie był niewiniątkiem ponieważ miał na swoim koncie liczne oszustwa  finansowe a poza tym to przez niego Michael wylądował w więzieniu. Ukradzenie mu 2 mld, bez których nie mógł zwrócić długu innemu oszustowi  przez co musiał zginąć, chyba nie  jest współmierną karą  ( Ciągle nasuwa mi się skojarzenie z  Raskolnikowem, on także  był pewien, że potrafi na  bardziej szczytne  cele  wykorzystać pieniądze, które  były w posiadaniu innej osoby).
         Lisbeth przyczyniła się pośrednio  do innej śmierci, śmierci swojego  przyrodniego brata. Kiedy go już „ unieszkodliwiła” tak, że nie mógł zrobić jej krzywdy wystarczył jeden  telefon na policję  ( tak wtedy mogła już zadzwonić bo już wtedy była znana  jako ta „ oczyszczona z wszelkich zarzutów, ta  która była  niewinna a została  skrzywdzona przez  państw, cały  system i wszystkie instytucje jakie w Szwecji istnieją”, jeden  telefon kolesia zagarnia  policja – a za przestępstwa, których się dopuścił prędko by nie wyszedł o ile w ogóle) , ale ona  wolała zadzwonić  po szajkę, która go ścigała  wiedząc, że nie darują mu przewin i pozbawią go życia.
           Są  jeszcze inne powody, dla których nie lubię Salander. Sposób w jaki traktowała ludzi.  Wiem, że  wszystko co w życiu przeszła miało  wielki wpływ na jej charakter osobowość i to, że zachowywała się w stosunku do innych tak jak się zachowywała, ale uważam, że jej tak bardzo broniona moralność pozostawiała jednak  wiele do życzenia. Myślę, że Lisbeth miała jednak problemy jakieś  „zaburzenia  charakteru” ( oczywiście nie używam tego terminu w sensie medycznym)
Uważam też, że  na tym procesie, który tak naprawdę był farsą sędzia powinien zarządzić ponowne przebadanie jej przez lekarzy. L. nie szanowała  przecież swojego własnego ciała ( szła do łóżka z kim popadnie, z obcymi, nieznajomymi,nie przeszkadzało jej czy mają żony/ narzeczone nie brała za to  współodpowiedzialności) miała problemy w komunikacji z innymi i w dość ‘nietypowy’  sposób radziła  sobie z przeszkodami. [  Tak na marginesie  ten  proces naprawdę był farsą doświadczony prawnik i sławny psychiatra  zmiażdżeni przez  młodą adwokat ?  Było jednak parę dowodów na to, że  L. jednak została  słusznie aresztowana.  Larsson mógł im pozwolić przynajmniej trochę powalczyć a później pozwolić wygrać
Jasnej Stronie Mocy. ]  

 Jednak nie wyobrażam sobie tłumów  szalejących za dobrą poczciwą  dziewuszką, która pozwoliła wykorzystać się kuratorowi a jedyne co zrobiła to zgłosiła swój problem policjantom, którzy ją wyśmiali. Następnie prawie  została zabita przez  własnego ojca, bo stwierdziła, że będzie sądzona  według prawa moralnego i woli zginąć niż mieć wyrzuty sumienia do końca życia. Wtedy wszyscy byliby wściekli na tę ofiarę losu, która pozwala się poniżać i upokarzać w imię jakiejś tam moralności. Ludzi fascynuje siła, energia z jaką charyzmatyczna dziewczyna  potrafi brać  sprawy w swoje ręce, jej samowystarczalność upór, pomysłowość. Ludzie są w stanie  wszystko jej wybaczyć , nawet małe  ciemne  sprawki. Ludzie  kochają Lisbeth.

p.s Swego czasu toczyłam „bój” na pewnym  forum, ale zwolennicy L. chcieli mnie tam zjeść poniekąd, że
źle zrozumieli moje intencje a poniekąd przez to, że  bronili swojej bohaterki ;) ( a oto link http://www.forumksiazki.pl/stieg-larsson-vt11095-255.html )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz