środa, 19 października 2011
" Taniec z aniołem" Ake Edwardson
Akcję tej książki streszczę w kilku zdaniach. W hotelu w południowych Londynie zostają znalezione zwłoki młodego chłopca. W Göteborgu z kolei
zostaje znaleziony student zamordowany w podobny sposób. W końcu pewne szczegóły zaczynają wskazywać na jednego sprawcę przez co szwedzka i angielska policja łączą siły rozpoczynając wspólne śledztwo.
W wielu recenzjach dotyczący tej książki czytałam, że Winter jest kolejnym policjantem z cyklu " zmęczony życiem". Nie wiem skąd wzięła się ta opinia. Ja zupełnie nie mogę się z nią zgodzić. Od kiedy Hening Mankell stworzył Wallandera do kanonu literatury kryminalnej weszła postać zdolnego policjanta, najczęściej po rozwodzie ( Wallander, Barbarotti) lub mającego trudności rodzinne, łamiącego zasady ( oczywiście w słusznej sprawie ) i nietrzymającego się wytycznych jakie dali mu przełożeni. Postać komisarza Wintera zdecydowanie odbiega od tego kanonu. Winter w bardzo młodym wieku stał się komisarzem. Nosi drogie ubrania, nie ma problemów finansowych, od czasu do czasu popija whisky i pali cygara, ale nie jest nałogowcem to po prostu pasuje do jego "snobistycznego stylu". Praca policjanta sprawia, że Winter też od czasu do czasu musi porozmawiać z pewną pastor o tym jakie tragedie zdarzają się na świecie i jak dobremu człowiekowi trudno jest sobie z tym poradzić nie popada jednak w melancholijne nastroje i nie ma skłonności do depresji jak Wallander. Winter ma raczej pogodne usposobienie i jest optymistą. Pomaga mu to nie tylko w pracy, ale także i w życiu osobistym. Komisarz bowiem zakochuje się w pięknej Angeli i zakłada z nią rodzinę ( po raz kolejny niezgodnie z kanonem).
To tyle o sylwetce głównego bohatera. Teraz trochę o fabule. Sam opis, który podałam na początku może wydawać się mało interesujący, ale temat powieści był bardzo ciekawy ( przynajmniej dla mnie). Wiele osób narzeka, że przy czytaniu tego kryminału przeszkadza im sposób prowadzenia narracji przydługie opisy, nieistotne sceny i "głupie dialogi" ( co jest ciekawe bo na odwrocie książki jeden z recenzentów właśnie za to ją pochwalił !). Sama przyznaję, że akcja jest dosyć rozwleczona i przy kolejnych tomach przeszkadzało mi to do tego stopnia, że znudzona odkładałam je na półkę. Jeśli chodzi o "Taniec z aniołem" mimo, iż jest to kryminał pisany w ten sam sposób pochłonęłam go w ciągu dwóch dni. Myślę, że to właśnie przez dosyć nietypowy i odważny temat ( Okazuje się, że morderstwa mają związek z sex-biznesem, nielegalną pornografią a nawet filmami snuff , o których nigdy wcześniej nie słyszałam i w związku z tym zastanawiało mnie też na ile wcześniejsza praca autora pozwoliła mu niejako zbadać ten temat a na ile użył swojej wyobraźni ).
W powieści bardzo ciekawie są też ukazane wątki społeczne. Momentami miałam wrażenie, że zagadka kryminalna jest tylko pretekstem do ukazania mentalności Szwedów i pewnych zjawisk spotykanych w tym kraju. Autor w dużej mierze skupia się na wątkach rasistowskich ( jak bardzo go dręczą można dowiedzieć się czytając kolejne tomy o Eriku Winterze ponieważ większość z nich porusza problemy jakie wiążą się
z mniejszościami narodowymi w Szwecji i z nastawieniem Szwedów do obcokrajowców).
Mnie ta książka przypadła do gustu, ale nie poleciłabym jej miłośnikom szybkiej akcji i bardziej nastawionych na rozrywkową literaturę z licznymi zwrotami akcji niż na głębię psychologiczną i tło obyczajowe.
środa, 12 października 2011
Moralność po skandynawsku
Jakiś czas temu natknęłam się na artykuł "Zabójcza Skandynawia" w "Gościu Niedzielnym". Autor tekstu robi przegląd najbardziej poczytnych kryminałów i analizuje postawy, poglądy i zachowaniaich głównych bohaterów jednocześnie poddając w wątpliwość w ich słuszność.
Pisarze przypisując swoim głównym bohaterom pewne przekonania i opinie kreują pewne wzory do naśladowania, wskazują, których wartości według nich powinno się bronić i o co walczyć. Dawniej na przykład dość dużym problemem był rasizm, toteż genialni pisarze w swoich dziełach potępiali go. Dzisiaj dzieci w szkołach uczy się, że nie wolno popierać dyskryminacji ze względu na narodowość i rasę a pisarze, którzy w swoim czasie zaczęli potępiać zjawisko rasizmu niejako też "wybiegając w przyszłość" i przewidując, że takie zjawisko będzie prowadziło do zła dziś są wychwalani za to, że nie bali się stanąć w obronie "kolorowych", którzy w wielu państwach byli traktowani gorzej.
Dla autora artykułu " Zabójcza Skandynawia" problemem jest to, iż pisarze pochodzący ze Szwecji czy Norwegii w swoich książkach propagują duży liberalizm zwłaszcza w sferach obyczajowych.
W socjaldemokratycznych państwach północy nikt już nie odważy się powiedzieć, że homoseksualizm jest zboczeniem. Nie czytałam żadnego kryminału, w którym tzw " dobry bohater" byłby homofobem, jest wręcz przeciwnie a oto kilka przykładów :
" Mam nadzieję, że nie zamierza pan twierdzić, że homoseksualizm jest chorobą psychiczną. Takie stwierdzenie bowiem może być karalne " ( cytat z książki Stiega Larssona " Zamek z piasku, który runął" )
Kto wypowiada te słowa? Annika Gianini adwokat Liesbeth Salander, czyli krótko mówiąc ta która zalicza się do dobrych bohaterów.
" Przedarłam się przez to, co te głupie homofoby ostatnio wygadują[...] Nienawiść musi się kierować przeciwko ofierze będącej reprezentantem jakiejś grupy. I właśnie w głowie mi się nie mieści nienawiść w stosunku do pewnych grup, zwłaszcza w takim społeczeństwie jak Norwegia. W Strefie Gazy, owszem.W Kabulu też. Ale tutaj ?" ( cytat z książki Anne Holt " Materialista" )
Ta wypowiedź z kolei należy do Inger Johanne Vik głównej bohaterki, która należy do postaci pozytywnych.
"Mężczyzna siedzący w fotelu żywił tyle uprzedzeń, że Patrikowi zaparło dech w piersiach. Najchętniej złapałby gościa za frak i wygarnął, co o nim myśli"
Ten cytat przytacza również autor artykułu " Zabójcza Skandynawia" wyjaśniając jednocześnie, że powodem irytacji policjanta było to, iż przesłuchiwany przez niego mąż ofiary nie ukrywał, iż nie może przeżyć tego, że żona opuściła go. Zwłaszcza to, że odeszła nie z mężczyzną, ale z kobietą uważa za wystawienie rodziny na
pośmiewisko.
Niesamowitym zjawiskiem jest to, iż skandynawscy pisarze nie tolerują homofobii a każdy przejaw dyskryminacji traktują tak samo jak dyskryminację ze względu na rasę a w dzisiejszych czasach już chyba nikt publicznie nie nawoływałby do nierównego traktowania mniejszości rasowych. Ludzie nie przyznają się już do tego, że są rasistami a tolerancja w stosunku do mniejszości narodowych czy do ludzi o innych kolorze skóry poczytywana jest za cnotę. Czy to znaczy, że za kilkadziesiąt lat przejawy homofobii
będą komentowane w taki sposób w jaki dzisiaj komentuje się oddzielne miejsca w restauracjach i autobusach dla czarnych ludzi w Ameryce lat 30-stych ?
Póki co niewiele wskazuje, żeby miało się tak dziać w Polsce ponieważ ciągle jest to kraj ludzi konserwatywnych. W Polsce " lewackie poglądy" chyba często kojarzone są z komunizmem więc nic dziwnego, że wzbudzają niechęć i powodują uprzedzenia. Poza tym Polska jest krajem katolickim
a katolicyzm nie pozwala na przyjmowanie niektórych poglądów ( np. nie uznaje homoseksualizmu ).Polski czytelnik dziwi się czytając książki autorów z północy ponieważ autorzy ci wyraźnie wskazują na pewne wartości, zupełnie inne niż te jakich broni się w naszym kraju. Jednocześnie Polacy siegają równie często po skandynawskie kryminały jak obywatele krajów zachodnich. To znaczy często. Co powoduje tak duże zainteresowanie skoro dużo czytelników pyta " czy przypadkiem nie zapomnieliśmy zwrócić uwagi na tło obyczajowe powieści, które czytamy?" albo " nie rozumiem co ludzie widzą w twórczości tego lewaka Larssona ?" Czy chodzi o dobrze uknutą, ciekawą intrygę, nietypową akcję, a może to zwykła moda ? Co do tego ostatniego jestem pewna, że wcale o modę nie chodzi. Na forach internetowych aż roi się od wypowiedzi miłośników skandynawskich powieści kryminalnych. Co ciekawe, bardzo dużo z nich broni poglądów i postaw przedstawionych przez ulubionych twórców. Powiem szczerze, że choć sama jestem fanką szwedzkich, norweskich czy duńskich powieści zwłaszcza przez tło obyczajowe jakie jest w nich ukazane i jest to pierwszy element na jaki zwracam uwagę czytając to są pewne rzeczy, z którymi i ja nie mogę się zgodzić i ciężko mi je zaakceptować. Jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie to jestem zwolenniczką tego, żeby ludzi, którzy tworzą związek cechowała dojrzałość emocjonalna i żeby tą dojrzałością nie nazywać czegoś co nią nie jest. Byłam zdegustowana kiedy czytałam trylogię Stiega Larssona, w której została ukazana relacja trójkąta Erika- Michael - mąż Eriki. Dla mnie związek zawsze stanowiły dwie osoby, uważam, że kiedy jest ich więcej nie da się już zbudować takiej intymności czy więzi jak we dwie osoby. Z resztą jaka to była więź ? Michael i Erika byli przyjaciółmi, bardzo się lubili wspierali, ale nie czuli do siebie miłości, Erika twierdziła, że kocha tylko swojego męża. Dlaczego więc zdecydowała się na taką relację z Michaelem ? Przez zbyt rozbuchane potrzeby erotyczne ? To nie jest powód, uważam, że w dojrzałej relacji takie rzeczy załatwia się poprzez kompromis ( ale nie taki, żeby wpuszczać do swojego związku osoby trzecie !). Nie podobało mi się również zachowanie Michaela. Oprócz Eriki miał on wiele różnych kochanek. Z żadną z nich nie łączyła go żadna silna więź, z żadną z nich nie zbudował prawdziwej pięknej relacji opartej na zaufaniu, szczerości, wierności i miłości. Nie podobało mi się zachowanie Lisbeth Salander podobnie jak Michael miała ona wielu różnych partnerów i partnerek, niektórych znała lepiej, innych gorzej. Najgorsze jest to, że podczas procesu Annika broniła zachowania Lisbeth próbując dowodzić, że jest ono całkiem normalne, że nie można posądzić jej ani o rozwiązłość ani o żadne zaburzenie. Oczywiście, Annika była jej adwokatem więc taką miała rolę, żeby jej bronić, ale ta scena powoduje, że usprawiedliwia się takie zachowania. Dlaczego Stieg Larsson stworzył dzieło, w którym bohaterowie używają swojego ciała, nie szanują go, oddają byle komu ?
Mnie się to nie podoba, ale poza mną istnieje mnóstwo czytelników, którzy gotowi są usprawiedliwiać takie postawy twierdząc, że lepiej nie pozostawać w małżeństwie, które od dawna nie istnieje, kiedy ma się obok kogoś kogo naprawdę się kocha bo nie ma sensu udawać albo, że można z powodzeniem rozdzielić sferę seksualną od uczuciowej bo jedna z drugą nie musi mieć nic wspólnego.
Czas pokaże czy przenikną do nas skandynawskie wzorce. Wszystkie a może tylko niektóre.
niedziela, 25 września 2011
"Krew którą nasiąkła", Åsa Larsson
"Krew, którą nasiąkła" jest książką autorstwa jednej z lepszych szwedzkich pisarek. Główną bohaterką tej powieści jest utalentowana prawniczka Rebeka Martinson. Åsa Larsson doskonale opisała stan w jakim znajduje się człowiek po traumatycznych przeżyciach desperacko poszukujący akceptacji i broniący się przed wykluczeniem. Szefowie Rebeki choć próbują grać przyjaciół wiedząc o tym, iż ze strachu przed utratą pracy i akceptacji czy poczucia przynależności do grupy ( jedynym towarzystwem w jakim obraca się kobieta są właśnie jej współpracownicy)Rebeka bez mrugnięcia okiem przyjmie każde zlecenie, polecają jej wykonywać te zdania, których inni nie chcą się podjąć. Tak jest też z pomocą dla pastorów pewnej parafii na północy Szwecji. Rebeka jednak zamiast zająć się jedynie doradztwem finansowym angażuje się w śledztwo w sprawie morderstwa pastor Mildred Nilsson.
Tutaj przerwę opowiadanie o fabule, żeby podać kilka danych statystycznych i poczynić pewne własne spostrzeżenia. Z najnowszych badań jakie udało mi się znaleźć wynika, że ponad 60 procent mieszkańców Szwecji to ludzie niewierzący bądź agnostycy natomiast pozostali to przeważnie członkowie Kościoła narodowego Szwecji czyli luterańskiego. Inne wyznania to naprawdę mniejszość.
Takie dane pozwalają mi zrozumieć dlaczego poznając kolejnych bohaterów literatury skandynawskiej dowiaduję się, że są oni ateistami ( Tora bohaterka stworzona przez Yrsę Sigurdardottir, Wallander Mankella, Maria Kallio Leeny Lehtolainen, Liesbeth Salander i Michael Blomqvist Stiega Larssona ). Zazwyczaj ludzie bardzo wierzący przedstawiani w powieściach należą do jakiegoś ortodoksyjnego odłamu prostestantów albo sekty ( jak choćby w " Zanim nadejdzie mróz" Henninga Mankella) i zazwyczaj ślepo przestrzegają zakazów i nakazów religii. Asa Larsson też chyba kiedyś musiała zrazić się do " Kościoła" ponieważ w pierwszej ze swoich książek "Burza z krańców ziemi" napisała " Ludzie słabi często ciągną do Kościoła, zresztą tak jak ludzie, którzy chcą mieć władzę nad słabymi". Niestety nie udało mi się jeszcze przeczytać tej powieści czego bardzo żałuję, ale za to obejrzałam film z Izabelą Skorupco oparty na jej motywach. Film ukazuje hipokryzję pastorów jednej z parafii położonej w miejscowości na północy Szwecji. Jeden okazuje się pedofilem ( plus taki, że sam rozumie jak bardzo źle czyni i zgadza się, żeby skorzystano z tego najbardziej radykalnego sposobu aby ukrócić ten proceder...) drugi choć poważany przez miejscową społeczność i uznawany za człowieka pełnego cnót zdradza żonę i wykorzystuje swoją uczennicę.
W " Burzy z krańców ziemi" można też zobaczyć do czego prowadzi literalna interpretacja Słowa Bożego i fanatyczna wiara : w jednej ze scen jeden z duchownych każe zabić dwie małe dziewczynki twierdząc, że Pan chce je mieć przy sobie. Dowiadujemy się, że Rebeka kiedyś też należała do tego Kościoła, ale odeszła.
Temat jednak widocznie nie daje spokoju pisarce ponieważ postanawia go poruszyć także w kolejnej książce. W " Krwi, którą nasiąkła". Robi to tylko w inny sposób. Zamordowana pastor Mildred Nilsson choć dla wielu była postacią kontrowersyjną i została niejednoznacznie ukazana myślę, że jednak to jej postać miała odgrywać rolę tej "dobrej".
piątek, 23 września 2011
" Kobieta ze śniegu"
Leena Lehtolainen nie jest jeszcze tak znaną w Polsce pisarką jak szwedzcy autorzy ( Larsson, Mankell) więc przedstawię pokrótce fabułę jej pierwszej książki jaką jest " Kobieta ze śniegu".
Komisarz Maria Kallio musi rozwiązać zagadkę morderstwa pewnej psycholog, która swoją rezydencję przemieniła w ośrodek dla skrzywdzonych kobiet. Podejrzanych jest wielu ponieważ mógł to być jej własny kochanek jak i ktoś kto przeciwstawiał się jej radykalnie feministycznym poglądom albo ktoś z rodzin kobiet, które znalazły schronienie w jej dworku.
Wątek kryminalny choć ciekawy nie jest jednak w tej powieści najważniejszy, ale po kolei. Zacznę od wrażenie jakie zrobiła na mnie główna bohaterka - policjantka Maria Kallio. Na początku nie poczułam do niej wielkiej sympatii a to dlatego, że próbowała odrzucić wszelką swoją kobiecość. Dało się to zauważyć już w początkowych scenach gdzie opisywany jest ślub policjantki. Jak do wszystkiego także i do tego wydarzenia- które w życiu wielu kobiet jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej romantycznych - ma ona typowo męskie podejście. Zazwyczaj to kobiety cieszą się, że udało im się doprowadzić pod ołtarz ukochanego mężczyznę. Tutaj mamy sytuację odwrotną, da się wyczuć, że to narzeczonemu Kallio bardziej zależało na ślubie. Nawet gdy bohaterka zachodzi w ciążę zachowuje się " po męsku" nie kupuje różowych ubranek i malutkich bucików a poradniki na temat dzieci czyta a nie ona a jej mąż i z resztą sama przyznaje, że mdli ją gdy słyszy o "koronkowym macierzyństwie".
Jednak mimo, iż bohaterka nie do końca przypadła mi do gustu to zarys tła obyczajowego i opisy fińskiej społeczności bardzo ! Poza ukazywaniem stosunków społecznych cenię skandynawskie kryminały za kreowanie bohaterów, którzy działają wedle własnego sumienia i samodzielnie myślą, nie przyjmują prawd narzuconych ani nie wierzą w coś dlatego, że wierzą w to autorytety czy duchowni przez wielu jeszcze uważani za wyrocznie w kwestiach moralności. Podoba mi się, że skandynawski kryminał propaguje podejście zdroworozsądkowe i pokazuje, że fanatyzm może doprowadzić do tragedii.
W " Kobiecie ze śniegu" również jest odwołanie do tego niezdrowego fanatyzmu przy opisie gminy lestadian, z której uciekła jedna z pacjentek Eliny Rosberg. Lestadianie są ortodoksyjnym odłamem protestantów.
Z powieści Lehtolainen można dowiedzieć się, że zasady panujące w ich społeczności są bardzo surowe kobietom nie wolno oglądać telewizji, rozpuszczać włosów a nawet nosić jeansów. Pozostałe zakazy przypominają te z jakimi stykają się i katolicy : zabronione jest używanie antykoncepcji. Ale co w takim razie ma zrobić kobieta, która już wiele razy rodziła a kolejna ciąża może być zagrożeniem dla życia matki albo nienarodzonego dziecka ? Jest przynajmniej jedno wyjście : nie starać się o kolejną ciążę. Niestety Johanna ( pacjentka Rosberg) nie zdołała przekonać swojego męża ( notabene miejscowego kaznodziei, fanatyka swojej religii) do tego, żeby zaniechali starań o jeszcze jedno dziecko. Mieli ich już dziewięcioro a kolejny poród miał być śmiertelny dla Johanny jak przekazała jej lekarka. Johanna nie chciała, żeby dziewięcioro jej dzieci straciło matkę toteż po rozważeniu wszystkich wątpliwości dokonała aborcji ( swoją drogą zaciekawiło mnie podejście Finów do tego trudnego tematów, ci którzy nie są specjalnie religijni traktują aborcję jak zwykły zabieg a przynajmniej całkowicie usprawiedliwiony jeśli kobieta jest w takiej sytuacji jak Johanna, takimi słowami broni jej też Elina Rosberg " Wątpie, żeby którakolwiek z was uważała za morderstwo, zwłaszcza w sytuacji, w której ciąża i poród stanowiłyby zagrożenie dla życia zarówno Johanny jak i jej dziecka". To jest zrozumiał, natomiast troszkę przeraziła mnie scena kiedy nasza główna bohaterka wybrała się do ginekologa. Pani doktor słysząc, że Kallio tej ciąży nie planowała a środki antykoncepcyjne zawiodły sama spytała ją czy ma dokonać zabiegu. Myślę, że w takiej sytuacji byłoby to już niemoralne i cieszę się, że Kallio się nie zgodziła). Jej mąż był głuchy na argumenty, nie wierzył w medycynę, ale wierzył w Boga i był pewien, że jego żona nie umrze, że Bóg kocha ich więc nie dopuści do śmierci ani jej ani dziecka toteż nie chciał podejmować żadnych innych środków, żeby chronić żonę. Gdy okazało się, że Johanna dokonała aborcji mąż zabronił jej się widywać z dziećmi i choć nie wolno mu było tego zrobić Johanna nie mogła liczyć ani na pomoc miejscowego adwokata ani policji ponieważ wszyscy należeli do gminy lestadian. Mam wielki szacunek dla ludzi wierzących, dl wszystkich wyznań, ale uważam, że zdawanie się w kwestii życia i zdrowia na samą wiarę nie jest dobre. Po to ludzie wymyślili medycynę, żeby pomagała im zwalczać choroby.
W powieści oprócz kontrowersyjnego tematu aborcji są jeszcze inne wątki ciągle szokujące dla polskiego czytelnika np. ten o szczęśliwej parze lesbijek. Tam jednak ich związek jest inaczej ukazany niż mógłby być w polskiej powieści. One nie muszą się ukrywać, walczyć o prawa do posiadania dziecka, do bycia razem, do legalizacji swojego związku, one wszystko to już mają bo kraje skandynawskie po tym tym względem wyprzedziły Polskę.
Książka jest doskonale napisana i godna polecenia więc każdy bez względu na przekonania powinien po nią sięgnąć.
Komisarz Maria Kallio musi rozwiązać zagadkę morderstwa pewnej psycholog, która swoją rezydencję przemieniła w ośrodek dla skrzywdzonych kobiet. Podejrzanych jest wielu ponieważ mógł to być jej własny kochanek jak i ktoś kto przeciwstawiał się jej radykalnie feministycznym poglądom albo ktoś z rodzin kobiet, które znalazły schronienie w jej dworku.
Wątek kryminalny choć ciekawy nie jest jednak w tej powieści najważniejszy, ale po kolei. Zacznę od wrażenie jakie zrobiła na mnie główna bohaterka - policjantka Maria Kallio. Na początku nie poczułam do niej wielkiej sympatii a to dlatego, że próbowała odrzucić wszelką swoją kobiecość. Dało się to zauważyć już w początkowych scenach gdzie opisywany jest ślub policjantki. Jak do wszystkiego także i do tego wydarzenia- które w życiu wielu kobiet jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej romantycznych - ma ona typowo męskie podejście. Zazwyczaj to kobiety cieszą się, że udało im się doprowadzić pod ołtarz ukochanego mężczyznę. Tutaj mamy sytuację odwrotną, da się wyczuć, że to narzeczonemu Kallio bardziej zależało na ślubie. Nawet gdy bohaterka zachodzi w ciążę zachowuje się " po męsku" nie kupuje różowych ubranek i malutkich bucików a poradniki na temat dzieci czyta a nie ona a jej mąż i z resztą sama przyznaje, że mdli ją gdy słyszy o "koronkowym macierzyństwie".
Jednak mimo, iż bohaterka nie do końca przypadła mi do gustu to zarys tła obyczajowego i opisy fińskiej społeczności bardzo ! Poza ukazywaniem stosunków społecznych cenię skandynawskie kryminały za kreowanie bohaterów, którzy działają wedle własnego sumienia i samodzielnie myślą, nie przyjmują prawd narzuconych ani nie wierzą w coś dlatego, że wierzą w to autorytety czy duchowni przez wielu jeszcze uważani za wyrocznie w kwestiach moralności. Podoba mi się, że skandynawski kryminał propaguje podejście zdroworozsądkowe i pokazuje, że fanatyzm może doprowadzić do tragedii.
W " Kobiecie ze śniegu" również jest odwołanie do tego niezdrowego fanatyzmu przy opisie gminy lestadian, z której uciekła jedna z pacjentek Eliny Rosberg. Lestadianie są ortodoksyjnym odłamem protestantów.
Z powieści Lehtolainen można dowiedzieć się, że zasady panujące w ich społeczności są bardzo surowe kobietom nie wolno oglądać telewizji, rozpuszczać włosów a nawet nosić jeansów. Pozostałe zakazy przypominają te z jakimi stykają się i katolicy : zabronione jest używanie antykoncepcji. Ale co w takim razie ma zrobić kobieta, która już wiele razy rodziła a kolejna ciąża może być zagrożeniem dla życia matki albo nienarodzonego dziecka ? Jest przynajmniej jedno wyjście : nie starać się o kolejną ciążę. Niestety Johanna ( pacjentka Rosberg) nie zdołała przekonać swojego męża ( notabene miejscowego kaznodziei, fanatyka swojej religii) do tego, żeby zaniechali starań o jeszcze jedno dziecko. Mieli ich już dziewięcioro a kolejny poród miał być śmiertelny dla Johanny jak przekazała jej lekarka. Johanna nie chciała, żeby dziewięcioro jej dzieci straciło matkę toteż po rozważeniu wszystkich wątpliwości dokonała aborcji ( swoją drogą zaciekawiło mnie podejście Finów do tego trudnego tematów, ci którzy nie są specjalnie religijni traktują aborcję jak zwykły zabieg a przynajmniej całkowicie usprawiedliwiony jeśli kobieta jest w takiej sytuacji jak Johanna, takimi słowami broni jej też Elina Rosberg " Wątpie, żeby którakolwiek z was uważała za morderstwo, zwłaszcza w sytuacji, w której ciąża i poród stanowiłyby zagrożenie dla życia zarówno Johanny jak i jej dziecka". To jest zrozumiał, natomiast troszkę przeraziła mnie scena kiedy nasza główna bohaterka wybrała się do ginekologa. Pani doktor słysząc, że Kallio tej ciąży nie planowała a środki antykoncepcyjne zawiodły sama spytała ją czy ma dokonać zabiegu. Myślę, że w takiej sytuacji byłoby to już niemoralne i cieszę się, że Kallio się nie zgodziła). Jej mąż był głuchy na argumenty, nie wierzył w medycynę, ale wierzył w Boga i był pewien, że jego żona nie umrze, że Bóg kocha ich więc nie dopuści do śmierci ani jej ani dziecka toteż nie chciał podejmować żadnych innych środków, żeby chronić żonę. Gdy okazało się, że Johanna dokonała aborcji mąż zabronił jej się widywać z dziećmi i choć nie wolno mu było tego zrobić Johanna nie mogła liczyć ani na pomoc miejscowego adwokata ani policji ponieważ wszyscy należeli do gminy lestadian. Mam wielki szacunek dla ludzi wierzących, dl wszystkich wyznań, ale uważam, że zdawanie się w kwestii życia i zdrowia na samą wiarę nie jest dobre. Po to ludzie wymyślili medycynę, żeby pomagała im zwalczać choroby.
W powieści oprócz kontrowersyjnego tematu aborcji są jeszcze inne wątki ciągle szokujące dla polskiego czytelnika np. ten o szczęśliwej parze lesbijek. Tam jednak ich związek jest inaczej ukazany niż mógłby być w polskiej powieści. One nie muszą się ukrywać, walczyć o prawa do posiadania dziecka, do bycia razem, do legalizacji swojego związku, one wszystko to już mają bo kraje skandynawskie po tym tym względem wyprzedziły Polskę.
Książka jest doskonale napisana i godna polecenia więc każdy bez względu na przekonania powinien po nią sięgnąć.
poniedziałek, 19 września 2011
" Svinalängorna"
W końcu udało mi się obejrzeć film "Svinalängorna" na podstawie książki Susanny Alakoski, która niestety nie została wydana w Polsce. Film opowiada historię Leeny ( w tej roli Noomi Rapace) która powtórnie musi zmierzyć się ze swoją przeszłością po tym jak dostaje telefon ze szpitala w Ystad i dowiaduje się, że matka, z którą dawno temu straciła kontakt jest umierająca.
Mimo znakomitych recenzji i pochlebnych opinii rozczarowałam się. Może to dlatego, że spodziewałam się jakiejś niesamowitej historii, nietypowej a przynajmniej oryginalnego podejścia do tematu. Tymczasem oglądając film cały czas czekałam na coś co sprawi, że nie będzie on przypominał mi kilkudziesięciu innych filmów gdzie poruszany jest problem alkoholizmu czy trudnych relacji matek i córek. Tą historię można było też trochę skrócić a nie rozwlekać na prawie dwie godziny. Nie wiem dlaczego tak się stało, pewnie wiele wątków z książki i tak zostało pominiętych. Podobno według powieści którą napisała Alakoski w zapomnieniu o traumie dzieciństwa i odnalezieniu się w "normalnym" życiu Leenie pomaga dwójka przyjaciół. W filmie natomiast jest to mąż - naprawdę złoty mężczyzna, przymyka oczy na huśtawki emocjonalne żony, stara się ją zrozumieć, nie ma do niej pretensji nawet wtedy kiedy Leena zaczyna się zachowywać jak jej matka i wszczyna z nim bójkę przy córeczkach albo ni stąd ni zowąd wychodzi trzaskając drzwiami . Może dlatego, że rozumie, iż Leena nie chce grzebać w przeszłości a stawianie czoła przykrym wspomnieniom wymaga od niej dużego wysiłku ?
Przesłanie jest dobre. Leena mimo wielu życiowych przeciwności wygrywa. Udaje jej się stworzyć szczęśliwą rodzinę. Ma wspaniałego męża, na którego zawsze może liczyć. Ładna historia niemniej jednak czegoś mi w niej brakuje.
czwartek, 8 września 2011
" Zdrada" Karin Alvtegen
"Eva i Henrik są małżeństwem od piętnastu lat i mają małego synka, ale w ich związku od dawna panuje marazm. Pewnego dnia Eva odkrywa, że mąż znalazł inną kobietę, do czego nie chce się przyznać. Zdesperowana, postanawia się zemścić, przeżywając przygodę z właśnie poznanym Jonasem. Nic nie wskazuje, że młody mężczyzna jest groźnym psychopatą, a znajomość przerodzi się w prawdziwy koszmar... Pełen napięcia thriller psychologiczny o tym, że urażona duma jest najgorszym doradcą, a igranie z ogniem śmiertelnie niebezpieczne."
Ten opis wydawcy jest dosyć rzeczowy i sprawia, że czytelnikowi wydaje
Ten opis wydawcy jest dosyć rzeczowy i sprawia, że czytelnikowi wydaje
się, że to kolejny thriller-romans jakich już mnóstwo dostarczyły nam amerykańskie pseudopisarki. Tak jednak nie jest. Karin Alvtegen przewyższa swoje konkurentki pod każdym względem.
Urzeka mnie przede wszystkim to jak żywe postacie potrafi tworzyć Alvtegen. Wspominałam już kiedyś, że nie znoszę kiedy jakaś autorka czyni z głównej bohaterki swoje alter ego i wszelkimi sposobami stara się z niej uczynić postać najbardziej moralną, posiadającą najmniej wad, najbardziej sympatyczną, znacznie bardziej inteligentną jednym słowem idealną. Myślałam, że tak samo będzie z Evą. Sądziłam, że Alvtegen ukaże ją jako zaradną kobietę dbającą o dom, męża i synka, zadbaną elegancką mądrą itd. ( tu wpisz cechy jakie najbardziej cenisz u kobiety). Byłam pewna, że po tym jak wyszło na jaw, że mąż Henrik ją zdradza, role zostaną im jasno przypisane : Eva - ofiara, która nie zasłużyła na taki los, Henrik - winowajca godny potępienia. Przekonałam się jednak, że Alvtegen lubi ukazywać sytuacje i zdarzenia z punktu widzenia wielu postaci dlatego też czytamy scenę najpierw widzianą z perspektywy Henrika a później z perspektywy Evy.
Dodatkowo pisarka tworzy postacie niejednoznacznie, nie można żadnej z nich ocenić ani jako bezwzględnie dobrej ani bezwzględnie złej, pokrzywdzeni stają się krzywdzącymi, a ofiarami sprawcy. Bardzo podoba mi się ta niejednoznaczność. Dzięki niej nie obserwujemy czarno-białego świata, w którym bardzo łatwo nam wszystko ocenić i osądzić. Przykładem może być rozpad małżeństwa Henrika i Evy. Początkowo chyba wielu widziało winę w Henriku ( w końcu to on znalazł sobie kochankę) a w Evie biedną zdradzaną żonę, która przecież dbała o dom i rodzinę jak Henrik mógł nie doceniać jej poświęcenia, jej skrupulatności i dokładności w wykonywaniu obowiązków? Widzimy też więc, że początkowo perfekcjonizm Evy przemawiał na jej korzyść, jakby nie było stała się osobą, która sama siebie ganiła kiedy jakieś zadanie wykonała nie tak lub w czymś się nie sprawdziła, chciała ciągle doskonalić we wszystkim co robiła, chciała być wzorową żoną, wzorową matką, wzorową pracownicą. Czy więc można było mieć jej to za złe ?
Niby nie, jednak nasz punkt widzenie poszerza się kiedy czytamy jak to wszystko wyglądało z perspektywy jej męża Henrika. On czuł się przytłoczony przez swoją idealną żonę, im ona była lepsza tym on czuł się gorszy, im bardziej się starała tym wyraźniej on widział swoje błędy i niedociągnięcia aż w końcu spotkał kogoś kto potrafił akceptować go również z jego wadami, kto w jego mniemaniu lepiej go rozumiał i komu nie wstydził się opowiedzieć jak bardzo czuje się sfrustrowany przy swojej żonie perfekcjonistce.
Oprócz tego zdumiewa mnie jeszcze znajomość ludzkich charakterów jaką wykazuje się autorka. Czytając o młodzieńcu opiekującym się swoją ukochaną pogrążoną w śpiączce zauważyłam, że pisarka doskonale zna mechanizm nerwicy natręctw. Może sama ją przechodziła (w jej życiu również nastąpiło parę tragicznych wydarzeń, które mogły doprowadzić do pojawienia się nerwicy i depresji choćby śmierć brata) ?
A może tylko o niej czytała i po prostu ma tak wielką wyobraźnię, że wiedzę, którą nabyła potrafiła wiarygodnie przenieść na strony powieści ?
Co by nie mówić, uważam, że " Zdrada" stanowi perełkę w swoim gatunku. Gdyby nie to, że " zaskakujące zwroty akcji", "nieprzewidywalne zakończenie", "trzymająca w napięciu aż do ostatniej strony" to zwroty wyświechtane i nadużywane a do tego znajdują się na okładkach nawet najbardziej marnych kryminałów i thrillerów to właśnie tak bym ją opisała, ale ja po prostu powiem, że jest wyjątkowa a kto po nią sięgnie sam się o tym przekona.
Dodatkowo pisarka tworzy postacie niejednoznacznie, nie można żadnej z nich ocenić ani jako bezwzględnie dobrej ani bezwzględnie złej, pokrzywdzeni stają się krzywdzącymi, a ofiarami sprawcy. Bardzo podoba mi się ta niejednoznaczność. Dzięki niej nie obserwujemy czarno-białego świata, w którym bardzo łatwo nam wszystko ocenić i osądzić. Przykładem może być rozpad małżeństwa Henrika i Evy. Początkowo chyba wielu widziało winę w Henriku ( w końcu to on znalazł sobie kochankę) a w Evie biedną zdradzaną żonę, która przecież dbała o dom i rodzinę jak Henrik mógł nie doceniać jej poświęcenia, jej skrupulatności i dokładności w wykonywaniu obowiązków? Widzimy też więc, że początkowo perfekcjonizm Evy przemawiał na jej korzyść, jakby nie było stała się osobą, która sama siebie ganiła kiedy jakieś zadanie wykonała nie tak lub w czymś się nie sprawdziła, chciała ciągle doskonalić we wszystkim co robiła, chciała być wzorową żoną, wzorową matką, wzorową pracownicą. Czy więc można było mieć jej to za złe ?
Niby nie, jednak nasz punkt widzenie poszerza się kiedy czytamy jak to wszystko wyglądało z perspektywy jej męża Henrika. On czuł się przytłoczony przez swoją idealną żonę, im ona była lepsza tym on czuł się gorszy, im bardziej się starała tym wyraźniej on widział swoje błędy i niedociągnięcia aż w końcu spotkał kogoś kto potrafił akceptować go również z jego wadami, kto w jego mniemaniu lepiej go rozumiał i komu nie wstydził się opowiedzieć jak bardzo czuje się sfrustrowany przy swojej żonie perfekcjonistce.
Oprócz tego zdumiewa mnie jeszcze znajomość ludzkich charakterów jaką wykazuje się autorka. Czytając o młodzieńcu opiekującym się swoją ukochaną pogrążoną w śpiączce zauważyłam, że pisarka doskonale zna mechanizm nerwicy natręctw. Może sama ją przechodziła (w jej życiu również nastąpiło parę tragicznych wydarzeń, które mogły doprowadzić do pojawienia się nerwicy i depresji choćby śmierć brata) ?
A może tylko o niej czytała i po prostu ma tak wielką wyobraźnię, że wiedzę, którą nabyła potrafiła wiarygodnie przenieść na strony powieści ?
Co by nie mówić, uważam, że " Zdrada" stanowi perełkę w swoim gatunku. Gdyby nie to, że " zaskakujące zwroty akcji", "nieprzewidywalne zakończenie", "trzymająca w napięciu aż do ostatniej strony" to zwroty wyświechtane i nadużywane a do tego znajdują się na okładkach nawet najbardziej marnych kryminałów i thrillerów to właśnie tak bym ją opisała, ale ja po prostu powiem, że jest wyjątkowa a kto po nią sięgnie sam się o tym przekona.
niedziela, 4 września 2011
" Człowiek bez psa "
Już od dawna chciałam sięgnąć po powieści Håkana Nessera gdyż jego Barbarotti porównywany był do Wallandera – mojej ulubionej postaci z kryminałów Mankella. Dosyć długo musiałam czekać na polski przekład, ale opłacało się.
„Człowiek bez psa” jest dosyć ciekawą pozycją. Fabuła przedstawia się następująco: w związku z „wielkim dniem” jaki ma nastąpić u Hermanssonów – a są nim sześćdziesiąte piąte urodziny Karla Erika i czterdzieste jego córki Ebby, która przyszła na świat w tym samym dniu co ojciec – do małej miejscowości Kymlinge zjeżdża się cała rodzina. Przed uroczystością bez śladu znika syn jubilata – Robert. Wszyscy początkowo myślą, że to przez presję wywartą przez pewien wstydliwy epizod związany z programem rozrywkowym typu reality show, w którym brał on udział. Kolejnego dnia znika również Henrik- wnuk Karla Erika – i to już zaczyna być niepokojące. Zostaje wezwana policja i komisarz Barbarotti rozpoczyna śledztwo.
Håkan Nesser tworząc „ Człowieka bez psa” zastosował pewne nietypowe zabiegi przez co akcja książki jest bardzo wciągająca. Nie mogłam doczekać się rozwiązania zagadki i nie zniechęciło mnie nawet to, że ten kryminał jest dosyć statyczny.
Nie potrafię oceniać całości nie skupiając się na szczegółach, poszczególnych bohaterach czy pojedynczych scenach. Czasem to właśnie detale decydują o tym czy dana powieść podoba mi się czy nie. A zazwyczaj podoba mi się to co jest mi bliskie, coś co rozumiem, w czym nie wyczuwam fałszu, coś z czym mogę się utożsamić. Tak więc choć sama uważam za zuchwałe ze strony bohatera zawieranie umowy z Bogiem i prowadzenie systemu punktowego mającego na celu „zbadanie” jak często siła wyższa „odpowiada” na nasze prośby o pomoc w sprawach codziennych i czy w ogóle istnieje.
Myślę, że moi wierzący przyjaciele zgorszyliby się czytając opisy modlitw bohatera, choć były one pełne humoru a może nawet najzabawniejsze w całej książce. Z pewnością nie mogłabym polubić bohatera bez skazy, lub bez żadnej wady, osoby, która zawsze kieruje się dobrymi pobudkami, byłaby w stanie poświęcić wszystko dla dobra wszystkich tylko nie dla siebie a przez to byłaby tak mało ludzka, że aż nie do zniesienia. Barbarotti jest idealny właśnie dlatego, że też ma sobą pewne przejścia i posiada całkiem ludzkie słabości.
Dodam jeszcze, że książka ( choć ja sama poleciłabym ją każdemu) raczej nie spodoba się tym, którzy uważają, że autorzy nie powinni przekraczać pewnej granicy estetyki w i, że pewne tematy tabu " brudzą literaturę". Po charyzmatycznej Liesbeth Salander ( trylogia Millenium), pastor, która okazała się mieć skłonności homoseksualne ( „ Krew, którą nasiąkła), okaleczanie ciała przez ekscentryczne zachowanie islandzkiego studenta i jego upodobania do asfiksjofilii ( „ Trzeci znak”) myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, przerazić ani zniesmaczyć. Zmieniłam zdanie kiedy w „ Człowieku bez psa” pojawiła się scena kazirodcza. Cóż, Skandynawowie lubią pisać odważnie.
„Człowiek bez psa” jest dosyć ciekawą pozycją. Fabuła przedstawia się następująco: w związku z „wielkim dniem” jaki ma nastąpić u Hermanssonów – a są nim sześćdziesiąte piąte urodziny Karla Erika i czterdzieste jego córki Ebby, która przyszła na świat w tym samym dniu co ojciec – do małej miejscowości Kymlinge zjeżdża się cała rodzina. Przed uroczystością bez śladu znika syn jubilata – Robert. Wszyscy początkowo myślą, że to przez presję wywartą przez pewien wstydliwy epizod związany z programem rozrywkowym typu reality show, w którym brał on udział. Kolejnego dnia znika również Henrik- wnuk Karla Erika – i to już zaczyna być niepokojące. Zostaje wezwana policja i komisarz Barbarotti rozpoczyna śledztwo.
Håkan Nesser tworząc „ Człowieka bez psa” zastosował pewne nietypowe zabiegi przez co akcja książki jest bardzo wciągająca. Nie mogłam doczekać się rozwiązania zagadki i nie zniechęciło mnie nawet to, że ten kryminał jest dosyć statyczny.
Nie potrafię oceniać całości nie skupiając się na szczegółach, poszczególnych bohaterach czy pojedynczych scenach. Czasem to właśnie detale decydują o tym czy dana powieść podoba mi się czy nie. A zazwyczaj podoba mi się to co jest mi bliskie, coś co rozumiem, w czym nie wyczuwam fałszu, coś z czym mogę się utożsamić. Tak więc choć sama uważam za zuchwałe ze strony bohatera zawieranie umowy z Bogiem i prowadzenie systemu punktowego mającego na celu „zbadanie” jak często siła wyższa „odpowiada” na nasze prośby o pomoc w sprawach codziennych i czy w ogóle istnieje.
Myślę, że moi wierzący przyjaciele zgorszyliby się czytając opisy modlitw bohatera, choć były one pełne humoru a może nawet najzabawniejsze w całej książce. Z pewnością nie mogłabym polubić bohatera bez skazy, lub bez żadnej wady, osoby, która zawsze kieruje się dobrymi pobudkami, byłaby w stanie poświęcić wszystko dla dobra wszystkich tylko nie dla siebie a przez to byłaby tak mało ludzka, że aż nie do zniesienia. Barbarotti jest idealny właśnie dlatego, że też ma sobą pewne przejścia i posiada całkiem ludzkie słabości.
Dodam jeszcze, że książka ( choć ja sama poleciłabym ją każdemu) raczej nie spodoba się tym, którzy uważają, że autorzy nie powinni przekraczać pewnej granicy estetyki w i, że pewne tematy tabu " brudzą literaturę". Po charyzmatycznej Liesbeth Salander ( trylogia Millenium), pastor, która okazała się mieć skłonności homoseksualne ( „ Krew, którą nasiąkła), okaleczanie ciała przez ekscentryczne zachowanie islandzkiego studenta i jego upodobania do asfiksjofilii ( „ Trzeci znak”) myślałam, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć, przerazić ani zniesmaczyć. Zmieniłam zdanie kiedy w „ Człowieku bez psa” pojawiła się scena kazirodcza. Cóż, Skandynawowie lubią pisać odważnie.
czwartek, 11 sierpnia 2011
Niekoronowana Królowa skandynawskiego kryminału
Jedna jest inżynierem i obecnie pracuje przy budowie największej tamy w Europie, druga skończyła studia prawnicze i przez jakiś czas zajmowała się doradztwem podatkowym, trzecia kształciła się w kierunku ekonomicznym. Widocznie wszystkim tym kobietom w pewnym momencie zawody, które niegdyś sobie wybrały przestały dostarczać wystarczająco dużo satysfakcji bo pewnego dnia każda z nich postanowiła spróbować swoich sił w dziedzinie literatury i zająć się pisaniem kryminałów.
Od książek Yrsy Sigurdardottir zaczęła się moja fascynacja kryminałami skandynawskimi ( wcześniej nawet nie przyznałabym się, że odpowiada mi ten rodzaj powieści, które uważałam z resztą za jednorazowe bez szczególnych walorów literackich służące jedynie do taniej rozrywki !). Powszechnie już jednak wiadomo, że skandynawscy pisarze w swoich utworach poruszają drażliwe wątki społeczne, demaskują gorszą stronę państwa opiekuńczego i do tej pory podziwianego systemu. Do tego dochodzą opisy krajobrazów, które sprawiają, że natychmiast chciałabym się tam przenieść.
Yrsa ma wielką wyobraźnię i niesamowity talent. Przeważnie w swoich kryminałach stosuje tzw. „zagadkę zamkniętego pokoju”, czytelnik może próbować domyślić się, który z bohaterów popełnił zbrodnię, ale Yrsa wodzi go za nos i zazwyczaj przypuszczenia okazują się nietrafne. Do tego każda historia osadzona jest w bardzo niezwykłych okolicznościach np. w powieści „ Trzeci znak” cała akcja rozpoczyna się od znalezienia zbezczeszczonych zwłok studenta na terenie uniwersytetu, który okazuje się pasjonatem historii. Jego zainteresowania badawcze mają kluczowe znaczenie dla przebiegu śledztwa ponieważ wszystko wskazuje na to, że na chłopcu został dokonany jakiś straszliwy rytuał. Podczas czytania naprawdę dużo można dowiedzieć się o intrygujących obrzędach jakie miały miejsce w średniowieczu, „polowaniu na czarownice” i wielu wielu innych, które sprawiają, że „ Trzeci znak” sprawia, iż nie można się oderwać aż do ostatniej strony. Tak uatrakcyjniona fabuła pojawia się też w książkach „ Weź moją duszę” ( pensjonat w stylu New Age, seanse spirytystyczne, legendy opiewające okolice i cała galeria postaci) i „ W proch się obrócisz” ( akcja rozgrywana się na wsypie zwanej „ Pompejami północy) i „ Lód w żyłach” ( miejsce wydarzeń w ośrodku położonego w mroźnej Grenlandii, śnieg, chłód …opisy sprawiły, że czułam się jakbym tam była ). Nie pamiętam już kto powiedział, że aby kobieta mogła przebić się pisząc thrillery czy kryminały musi pisać tak jak mężczyzna. Yrsa właśnie tak robi. Czytając jej powieści nigdy nie powiedziałabym, że mogłaby je napisać wrażliwa kobieta.
Zupełnie inaczej jest z Camillą Läckberg . Gdybym dostała do ręki jej książkę i nie wiedziałabym czyjego jest autorstwa z pewnością mogłabym zgadnąć, że została napisana przez jakąś romantyczkę. Tak,przez romantyczkę ! Poza tym, że w jej powieściach opisywane są zbrodnie, jest w nich również pewna idealna para. Zawsze zachowują się wobec siebie bardzo poprawnie i zawsze wiedzą co powiedzieć, prawie w ogóle się nie kłócą a jeśli się kłócą to które zawiniło szybko zaczyna rozumieć swój błąd szybko go naprawia przeprasza i znowu trwa sielanka. Przez tę dwójkę bajkowych bohaterów obok obrazu „ ciemnej strony Szwecji” utwory Läckberg wydają mi się nieco naiwne i nieco infantylne. Być może dlatego akurat jej proza nie zachwyciła mnie już tak bardzo i nie zgadzam się z określeniami, że jej dzieła dorównują tym, które stworzyli Mankell, Larsson czy Sigurdardottir.
Z kolei Åsa Larsson zdobyła uznanie samego Leif’a Person’a. Jej książki – przynajmniej dla mnie – nie są już tak wciągające i ciekwe jak Yrsy, ale przynajmniej bohaterowie nie są wyidealizowani a wręcz przeciwnie. Larsson należy do tych, która potrafi tropić ciemne zakamarki ludzkiej psychiki. Z niecierpliwością czekam na kolejne przekłady.
Mimo wszystko do tej pory jednak w moim rankingu tytuł Królowej ciągle zachowuje Sigurdardottir.
piątek, 5 sierpnia 2011
Obstacle
Godziny płyną a słowa nadal nie chcą układać się w zdania. Jest milion rzeczy, które mnie rozprasza, zwłaszcza jeśli chcę skorzystać z komputera. Muszę przecież korzystać z komputera bo z kartką papieru i ołówkiem schodzi znacznie dłużej. Właściwie można zastanowić się co trwa dłużej ? Obrazy mogą przewijać mi się przed oczami kilka godzin albo kilka dni, mogą być dopracowane do ostatniego szczegółu a mimo wszystko kiedy włączam Worda coś mnie blokuje, nie mogę rozpocząć i nie mogę zrobić nic więcej, jakby wszystkie słowa nagle zaczęły uciekać mi z głowy, jakby pozostawały w niej sceny, których nie mogę przetworzyć, sceny, które są doskonałe w mojej wyobraźni, ale tylko tam bo nie mogę przelać ich na papier.
Jedna z autorek powiedziała kiedyś, że najważniejsze jest "siedzieć" czyli zmusić się do pracy i wytrwać przy tym, ale ten przymus sprawia, że w mojej wyobraźni jest wtedy tylko czarna dziura.
Ta sama autorka kiedy mówiła o swojej pracy powiedziała, że dużo "wyrzuca", że to właściwie pochłania jej najwięcej czasu, pisze dużo pisze, ale sporo z tego okazuje się niewystarczająco dobre więc "wyrzuca".
Ja tak nie potrafię, nie potrafię "marnować czasu" na coś co nie jest wystarczająco dobre, u mnie to co jest zapisane jest ostateczną wersją, ale może powinnam spróbować tego nowego sposobu, może wtedy nie będę się tak łatwo "blokować", może białe kartki dlatego tak mnie "blokują" bo wiem, że to co na nich będzie to musi być perfekcyjne a zazwyczaj mam wiele zastrzeżeń do tego co powstaje ?
Czas ucieka. Wszystko mnie rozprasza. Mógłby się na chwilę zatrzymać, żebym nie musiała patrzeć na spieszących się ludzi, wtedy sama mogłabym się skupić. Paraliżuje mnie ten pośpiech.
Mogłabym przynajmniej przez jeden miesiąc mieszkać w drewnianej chatce w małej skańskiej wiosce gdzie otaczałyby mnie szerokie łąki i pola a do najbliższego miasta miałabym kilkadziesiąt kilometrów. Zakupy byłyby zrobione na cały miesiąc, mnóstwo zapasów, żebym nie znalazła żadnego pretekstu, żeby się ze swojej chatki ruszyć. Mogłabym mieć tam mnóstwo kartek papieru i maszynę do pisania, tak maszynę ! Żadnego nowoczesnego laptopa ani jakiegokolwiek komputera, żeby nic nie oderwało mnie od najważniejszego i żebym nie mogła korzystać z internetu. Wszystkie potrzebne materiały zgromadzone byłyby w postaci ryz papieru. Byłoby pięknie, myślę, że zrobiłabym wtedy więcej niż przez cały miniony rok.
Teraz muszę wszystko nadrobić.
Jedna z autorek powiedziała kiedyś, że najważniejsze jest "siedzieć" czyli zmusić się do pracy i wytrwać przy tym, ale ten przymus sprawia, że w mojej wyobraźni jest wtedy tylko czarna dziura.
Ta sama autorka kiedy mówiła o swojej pracy powiedziała, że dużo "wyrzuca", że to właściwie pochłania jej najwięcej czasu, pisze dużo pisze, ale sporo z tego okazuje się niewystarczająco dobre więc "wyrzuca".
Ja tak nie potrafię, nie potrafię "marnować czasu" na coś co nie jest wystarczająco dobre, u mnie to co jest zapisane jest ostateczną wersją, ale może powinnam spróbować tego nowego sposobu, może wtedy nie będę się tak łatwo "blokować", może białe kartki dlatego tak mnie "blokują" bo wiem, że to co na nich będzie to musi być perfekcyjne a zazwyczaj mam wiele zastrzeżeń do tego co powstaje ?
Czas ucieka. Wszystko mnie rozprasza. Mógłby się na chwilę zatrzymać, żebym nie musiała patrzeć na spieszących się ludzi, wtedy sama mogłabym się skupić. Paraliżuje mnie ten pośpiech.
Mogłabym przynajmniej przez jeden miesiąc mieszkać w drewnianej chatce w małej skańskiej wiosce gdzie otaczałyby mnie szerokie łąki i pola a do najbliższego miasta miałabym kilkadziesiąt kilometrów. Zakupy byłyby zrobione na cały miesiąc, mnóstwo zapasów, żebym nie znalazła żadnego pretekstu, żeby się ze swojej chatki ruszyć. Mogłabym mieć tam mnóstwo kartek papieru i maszynę do pisania, tak maszynę ! Żadnego nowoczesnego laptopa ani jakiegokolwiek komputera, żeby nic nie oderwało mnie od najważniejszego i żebym nie mogła korzystać z internetu. Wszystkie potrzebne materiały zgromadzone byłyby w postaci ryz papieru. Byłoby pięknie, myślę, że zrobiłabym wtedy więcej niż przez cały miniony rok.
Teraz muszę wszystko nadrobić.
" Lód i woda, woda i lód "
Wiele osób, które przeczytało tę kolejną już powieść Majgull Axelsson twierdzi, że jest ona gorsza od poprzednich być może dlatego, że pisarka ta jest w pewien sposób monotematyczna i w pewnym sensie dotyczy tego samego kobiecych relacji, kobiecych wyborów. W każdej powieści przeważa podobny schemat : akcja toczy się na kilku planach czasowych, a w miarę rozwoju wydarzeń możemy zaobserwować jak pewne sytuacje i decyzje podjęte w przeszłości wpływają na teraźniejsze życie bohaterów. Może jednak niektórym ten schemat się już znudził ?
Mnie książka się podobała i wbrew opinii, że wiele wątków jest tam niepotrzebnie „upchanych” mnie było jej mało,chciałam, żeby się nie kończyła chciałam czytać więcej i więcej. Może właśnie dlatego jest mi bliższa od pozostałych książek Axelsson bo opowiada o trudnej miłości ? W życiu ludzi przeważają pewne wzorce, które w każdej większej czy mniejszej społeczności są podobne dlatego często spotykając jakąś kobietę, nawet gdy jej nie znamy, ale wiemy, że jest matką możemy stwierdzić, że dla niej spośród wszystkich osób na świecie najważniejsze są jej dzieci dopiero gdzieś dalej w hierarchii jest rodzeństwo, bratankowie, siostrzeńcy. W książce „ Lód woda, woda lód” cały ten porządek jest zachwiany. Jest siostrzeniec ważniejszy od własnej córki, ciocia ważniejsza od mamy, siostry bliźniaczki, które kiedyś były jak jedna dusza w dwóch ciałach a teraz są para wrogów i dzieci skrzywdzone przez własnych rodziców.
Podoba mi się rys psychologiczny bohaterów. Nie są oni podzieleni na dwie grupy dobrych i złych jak to bywa w innych książkach ( zwłaszcza jeśli główna bohaterka jest alter ego autorki bywa, że jest dobra cnotliwa podejmuje same dobredecyzje i zachowuje się nad wyraz poprawnie – bo autorka zazwyczaj właśnie tak widzi siebie – a kto nie jest z nią jest czarnym charakterem). Każda postać ma wady i zalety, nie można jej jednoznacznie ocenić . Podoba mi się również jak została ukazana przyjaźń Susane z jej szkolną koleżanką to, że jest pełna takich ludzkich cech jak niewypowiedziane żale i pretensje, próby „ bycia tą lepszą, tą lepiej ubraną i tą bardziej popularną”. Właśnie takie są przyjaźnie małych dziewczynek, które właśnie tak się zachowują. Choć często uciekam do świata książek po to by „ zobaczyć lepszy obraz świata” ostatnio natrafiam na prozę w której relacje międzyludzkie ukazane są nie idealistycznie, ale wręcz infantylnie i naiwnie jakby proza ta tworzona była nie przez dojrzałych pisarzy a kilkunastoletnią zbyt romantycznie nastrojoną dziewczynkę. W tej powieści nie znajdzie się takich infantylnych elementów, w niej takich nie ma są za to te życiowe.
W tej powieści są sceny, które wzbudzały moje emocje. Na przykład kiedy widziałam stosunek Inez do własnej córki wzbierała we mnie złość. Gdybym mogła wyciągnęłabym tę kobietę ze stronic powieści i mocno nią potrząsnęła.Tak samo zrobiłabym z chłopcem Elsie po tym jak ją skrzywdził.
Uważam, że właśnie tak powinno się pisać, tak aby poruszyć czytelnika. Wszystkim tę książkę gorąco polecam.
Mnie książka się podobała i wbrew opinii, że wiele wątków jest tam niepotrzebnie „upchanych” mnie było jej mało,chciałam, żeby się nie kończyła chciałam czytać więcej i więcej. Może właśnie dlatego jest mi bliższa od pozostałych książek Axelsson bo opowiada o trudnej miłości ? W życiu ludzi przeważają pewne wzorce, które w każdej większej czy mniejszej społeczności są podobne dlatego często spotykając jakąś kobietę, nawet gdy jej nie znamy, ale wiemy, że jest matką możemy stwierdzić, że dla niej spośród wszystkich osób na świecie najważniejsze są jej dzieci dopiero gdzieś dalej w hierarchii jest rodzeństwo, bratankowie, siostrzeńcy. W książce „ Lód woda, woda lód” cały ten porządek jest zachwiany. Jest siostrzeniec ważniejszy od własnej córki, ciocia ważniejsza od mamy, siostry bliźniaczki, które kiedyś były jak jedna dusza w dwóch ciałach a teraz są para wrogów i dzieci skrzywdzone przez własnych rodziców.
Podoba mi się rys psychologiczny bohaterów. Nie są oni podzieleni na dwie grupy dobrych i złych jak to bywa w innych książkach ( zwłaszcza jeśli główna bohaterka jest alter ego autorki bywa, że jest dobra cnotliwa podejmuje same dobredecyzje i zachowuje się nad wyraz poprawnie – bo autorka zazwyczaj właśnie tak widzi siebie – a kto nie jest z nią jest czarnym charakterem). Każda postać ma wady i zalety, nie można jej jednoznacznie ocenić . Podoba mi się również jak została ukazana przyjaźń Susane z jej szkolną koleżanką to, że jest pełna takich ludzkich cech jak niewypowiedziane żale i pretensje, próby „ bycia tą lepszą, tą lepiej ubraną i tą bardziej popularną”. Właśnie takie są przyjaźnie małych dziewczynek, które właśnie tak się zachowują. Choć często uciekam do świata książek po to by „ zobaczyć lepszy obraz świata” ostatnio natrafiam na prozę w której relacje międzyludzkie ukazane są nie idealistycznie, ale wręcz infantylnie i naiwnie jakby proza ta tworzona była nie przez dojrzałych pisarzy a kilkunastoletnią zbyt romantycznie nastrojoną dziewczynkę. W tej powieści nie znajdzie się takich infantylnych elementów, w niej takich nie ma są za to te życiowe.
W tej powieści są sceny, które wzbudzały moje emocje. Na przykład kiedy widziałam stosunek Inez do własnej córki wzbierała we mnie złość. Gdybym mogła wyciągnęłabym tę kobietę ze stronic powieści i mocno nią potrząsnęła.Tak samo zrobiłabym z chłopcem Elsie po tym jak ją skrzywdził.
Uważam, że właśnie tak powinno się pisać, tak aby poruszyć czytelnika. Wszystkim tę książkę gorąco polecam.
wtorek, 2 sierpnia 2011
Co nas w niej pociąga ?
Małe dziewczynki w szkolnych przedstawieniach zawsze walczą o rolę tej dobrej, łagodnej Śnieżki natomiast gdy dorastają każda chce być już tylko Złą Królową.
Życie mamy tylko jedno, nie możemy przewinąć go do tyły ani cofnąć popełnionych błędów, nie możemy wszystkiego wykasować jedno złe zdarzenie na zawsze może pozostawić czarną plamę w naszym życiorysie. Dlatego tak bardzo dbamy o to by postępować zgodnie z normami społecznymi jakie panują w naszej kulturze.
„ Oprócz tego istniały w nim nieświadome sadystyczne pragnienia, by karać i upokarzać innych. Było to dla niego jednak tak obrzydliwe, że ukrywał te skłonności za przesadną dobrocią wobec otoczenia” napisała Karen Horney w swojej książce „ Nasze wewnętrzne konflikty”. Może więc przynajmniej w tej sprawie warto przyzna Freudowi rację. Czy jednak te same mechanizmy powodują to, że w postaciach literackich kochamy inne cechy niż w żywych prawdziwych ludziach ?
Powrócę tutaj do trylogii Stiega Larssona. Długo się przed nią broniłam ponieważ zazwyczaj unikam jakichkolwiek dzieł wokół których panuje zbiorowy szał, ale w końcu w zeszłym roku pod koniec września dałam za wygraną i postanowiłam się przekonać co jest w niej tak urzekającego.
Muszę przyznać, że powieści były ciekawie napisane, nie mogłam odebrać się od książki dopóki nie rozdziału, później następnego i jeszcze następnego i tak dopóki nie przeczytałam całej pierwszej części.
Od początku jednak nie spodobała mi się główna bohaterka – Lisbeth Salander – dziewczyna, która zakończyła edukacje na bardzo niskim poziomie co wcale nie szło w parze z jej wysokim poziomem inteligencji i zdolnościami jakie posiadała. Jak zwykle bywa autor chce aby bohaterowie jego utworu byli oryginalni i niepowtarzalni, Larsson w tym celu zastosował kilka zabiegów : Lisbeth jest outsiderką stroniącą od ludzi, nie potrafi się z nimi komunikować ( przynajmniej za pomocą słów) ani okazywać im ciepłych przyjaznych uczuć ( co nie znaczy, że takich nie żywi) nie chce z nimi rozmawiać i obce są jej powszechne gesty, którymi ludzie obdarzają się na co dzień, właściwie jedyne czego oczekuje od innych to to, żeby zostawili ją w spokoju. Liesbeth posiada też pamięć fotograficzną i jest jedną z najlepszych hakerek. No i mamy Salander.
Mimo, że zalicza się ona do pozytywnych bohaterów i cieszy się sympatią a nawet uwielbieniem milionów ludzi ja czuję do tej postaci dużą niechęć. Przede wszystkim nie mogę zrozumieć czemu poważne przewinienia są jej tak łatwo wybaczane a nawet chwalono ją za nie ( gdyby człowiek tak zrobił w prawdziwym życiu miałby nie lada kłopoty z prawem, policją, prokuratorem i najsurowszym sędzią inaczej zwanym „społeczeństwo” ).
Choć Lisbeth zawsze kierowały dobre motywy, a kiedy wyrządzała komuś krzywdę przeważnie była to zemsta za bliską osobę bądź za siebie niektórych rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć.
Dr Teleborian ( jeden z czarnych charakterów) zdiagnozował Salander jako socjopatkę, oczywiście metody leczenia jakim ją poddawał były godne potępienia, diagnoza nie do końca opierała się na rzetelnych badaniach, ale kiedy poznałam historię tej kobiety Legendy również nie mogłam oprzeć się silnemu wrażeniu, że jednak nie wszystko było z nią w porządku. Z książek Stiega możemy się dowiedzieć, że jako 12-letnia dziewczynka wrzuciła ojcu koktajl Mołotova do samochodu w wyniku czego doznał licznych obrażeń ciała a jego twarz przekształciła się w odrażającą „maskę”. Miała to być obrona matki, która często była bita przez Zalachenkę ( ojca L.S). Oczywiście nie ulega wątpliwości, że człowiek, który bił żonę, traktował ludzi jak pionki i nastawał na życie własnej córki nie mając przy tym żadnych wyrzutów
sumienia, nie zasługuje na litość, ale skąd wzięła się tak silna w złość w małej dziewczynce ? W domu naoglądała się sporo przemocy, ale czy rzeczywiście kilkunastoletnia dziewczynka reaguje na to działaniem zaplanowanym na całkowitą destrukcję własnego ojca w dodatku w taki sposób a nie strachem płaczem, zasłonienie matki własnym ciałem ew. odepchnięcie ojca uderzenie pięścią ? Nie, Lisbeth nie uznawała środków pośrednich i mało skutecznych, nawet mając 12 lat potrafiła stworzyć plan dzięki, któremu ani ona ani jej matka już nigdy miały nie zaznać przemocy ze strony zwyrodniałego ojca.
Nie udało się jednak a wszystkie instytucje państwowe zawiodły wtedy i nikt nie pomógł bronić jej praw.
Nikt z służby zdrowia policji, szkoły ani całej armii pedagogów, psychologów i psychiatrów nie postanowił dociec prawdy i bronić praw bezbronnej dziewczynki. Nauczyła się wtedy, że nie może ufać „opiekuńczemu” państwu szwedzkiemu i jeżeli chce się przed czymś uchronić, coś załatwić musi to zrobić sama, policja nie będzie bronić jej przed bandytami i złym ojcem.
Tak więc już jako dorosła, Lisbeth po raz drugi próbowała go zabić ( uderzając siekierą w głowę), niby w obronie własnej, ale czy to rzeczywiście była „obrona własna” ? Zależy jak to pojęcie zinterpretujemy. Kiedy L. wydostała się już z „ grobu”, w którym została zakopana nie zagrażało jej bezpośrednie niebezpieczeństwo, ale wróciła, żeby upewnić się, że niebezpieczeństwo nie grozi jej już w żadnym innym momencie.
Jeśli natomiast chodzi o jej „kuratora”, nie ma w ogóle tematu drań zasługiwał na to co go spotkało za wszystko co zrobił dziewczynie, którą miał się opiekować. Wielu pewnie kibicowało Lisbeth przy scenie Zemsty. Sama cieszyłam się, że ten „bydlak” dostał za swoje. Do policji ani prokuratury nie mogła się zwrócić bo kto uwierzyłby ubezwłasnowolnionej kobiecie, która długie lata przebywała w szpitalu psychiatrycznym za próbę zamordowania ojca ? Nikt. Tutaj nie miała wyboru.
Są jednak rzeczy, co do których mam wątpliwości : Salander stała się posiadaczką 2 mld koron, które wykorzystywała w bardzo piękny sposób, wynajęła rehabilitantkę dla swojego byłego kuratora, który okazał jej serce i dbał o nią, uratowała od bankructwa jakiegoś miernego adwokacinę itp. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że pieniądze te skradła magnatowi finansowemu przez co sam nie mógł zwrócić długu i został zamordowany. Nawet to, że sam Wennerström nie był niewiniątkiem ponieważ miał na swoim koncie liczne oszustwa finansowe a poza tym to przez niego Michael wylądował w więzieniu. Ukradzenie mu 2 mld, bez których nie mógł zwrócić długu innemu oszustowi przez co musiał zginąć, chyba nie jest współmierną karą ( Ciągle nasuwa mi się skojarzenie z Raskolnikowem, on także był pewien, że potrafi na bardziej szczytne cele wykorzystać pieniądze, które były w posiadaniu innej osoby).
Lisbeth przyczyniła się pośrednio do innej śmierci, śmierci swojego przyrodniego brata. Kiedy go już „ unieszkodliwiła” tak, że nie mógł zrobić jej krzywdy wystarczył jeden telefon na policję ( tak wtedy mogła już zadzwonić bo już wtedy była znana jako ta „ oczyszczona z wszelkich zarzutów, ta która była niewinna a została skrzywdzona przez państw, cały system i wszystkie instytucje jakie w Szwecji istnieją”, jeden telefon kolesia zagarnia policja – a za przestępstwa, których się dopuścił prędko by nie wyszedł o ile w ogóle) , ale ona wolała zadzwonić po szajkę, która go ścigała wiedząc, że nie darują mu przewin i pozbawią go życia.
Są jeszcze inne powody, dla których nie lubię Salander. Sposób w jaki traktowała ludzi. Wiem, że wszystko co w życiu przeszła miało wielki wpływ na jej charakter osobowość i to, że zachowywała się w stosunku do innych tak jak się zachowywała, ale uważam, że jej tak bardzo broniona moralność pozostawiała jednak wiele do życzenia. Myślę, że Lisbeth miała jednak problemy jakieś „zaburzenia charakteru” ( oczywiście nie używam tego terminu w sensie medycznym)
Uważam też, że na tym procesie, który tak naprawdę był farsą sędzia powinien zarządzić ponowne przebadanie jej przez lekarzy. L. nie szanowała przecież swojego własnego ciała ( szła do łóżka z kim popadnie, z obcymi, nieznajomymi,nie przeszkadzało jej czy mają żony/ narzeczone nie brała za to współodpowiedzialności) miała problemy w komunikacji z innymi i w dość ‘nietypowy’ sposób radziła sobie z przeszkodami. [ Tak na marginesie ten proces naprawdę był farsą doświadczony prawnik i sławny psychiatra zmiażdżeni przez młodą adwokat ? Było jednak parę dowodów na to, że L. jednak została słusznie aresztowana. Larsson mógł im pozwolić przynajmniej trochę powalczyć a później pozwolić wygrać
Jasnej Stronie Mocy. ]
Jednak nie wyobrażam sobie tłumów szalejących za dobrą poczciwą dziewuszką, która pozwoliła wykorzystać się kuratorowi a jedyne co zrobiła to zgłosiła swój problem policjantom, którzy ją wyśmiali. Następnie prawie została zabita przez własnego ojca, bo stwierdziła, że będzie sądzona według prawa moralnego i woli zginąć niż mieć wyrzuty sumienia do końca życia. Wtedy wszyscy byliby wściekli na tę ofiarę losu, która pozwala się poniżać i upokarzać w imię jakiejś tam moralności. Ludzi fascynuje siła, energia z jaką charyzmatyczna dziewczyna potrafi brać sprawy w swoje ręce, jej samowystarczalność upór, pomysłowość. Ludzie są w stanie wszystko jej wybaczyć , nawet małe ciemne sprawki. Ludzie kochają Lisbeth.
p.s Swego czasu toczyłam „bój” na pewnym forum, ale zwolennicy L. chcieli mnie tam zjeść poniekąd, że
źle zrozumieli moje intencje a poniekąd przez to, że bronili swojej bohaterki ;) ( a oto link http://www.forumksiazki.pl/stieg-larsson-vt11095-255.html )
sobota, 30 lipca 2011
Próba Generalna
W książkach Marty Fox zawsze znajdowała się para ludzi, która rozmawiając ze sobą czy wymieniając się mailami mogła przekazywać sobie myśli za pomocą odwołań do literatury lub cytując ulubione wiersze. Ja też zawsze chciałam mieć kogoś komu mogłabym opowiadać o każdej przeczytanej książce, która zrobiła na mnie złe lub dobre wrażenie, o wszystkich myślach i emocjach z nią związanych o tym jak to co w niej przedstawiano tak mnie dotknęło, że „chciałam podrzeć ją na drobne strzępki ze złości” albo tak mnie zafascynowała, że mogłabym każdą stronę czytać jeszcze milion razy. Nawet najlepszemu przyjacielowi nie starczyłoby cierpliwości, żeby wysłuchiwać takiego paplania przez cały czas dlatego najlepszą formą komunikacji jest taka kiedy ja mogę to wszystko „opowiadać ”, ale dotrą do tego tylko nieliczni i jeśli choć troszkę ich zaciekawi moja opinia przeczytają wpisy do końca, a jeśli nie przełączą stronę.
Poza tym przygotowuję się do Ostatecznego Rozstrzygnięcia muszę więc potrenować i popróbować, wejść w przedsionek, poczuć przedsmak i trochę oswoić się z tym co niedługo nastąpi. To moja Próba Generalna.
Niestety ja lubię literaturę trudną, poruszającą kontrowersyjne tematy, tropiącą najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki, taką nad którą nie da się przejść obojętnie albo taką, którą większość ludzi od razu odrzuca nie rozumiejąc jej albo nie chcąc jej zrozumieć, więc większość moich wpisów właśnie takiej literatury będzie dotyczyła.
Zacznijmy więc:
choć już wiele lat minęło od 2004, w którym wszystko się zaczęło ciągle wracam myślami do pewnej pisarki.
Autorka powieści „ Pianistka” od kiedy dostała Nobla i uzyskała dzięki niej międzynarodową sławę budzi kontrowersje wśród krytyków i literatów.
Poza tym przygotowuję się do Ostatecznego Rozstrzygnięcia muszę więc potrenować i popróbować, wejść w przedsionek, poczuć przedsmak i trochę oswoić się z tym co niedługo nastąpi. To moja Próba Generalna.
Niestety ja lubię literaturę trudną, poruszającą kontrowersyjne tematy, tropiącą najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki, taką nad którą nie da się przejść obojętnie albo taką, którą większość ludzi od razu odrzuca nie rozumiejąc jej albo nie chcąc jej zrozumieć, więc większość moich wpisów właśnie takiej literatury będzie dotyczyła.
Zacznijmy więc:
choć już wiele lat minęło od 2004, w którym wszystko się zaczęło ciągle wracam myślami do pewnej pisarki.
Autorka powieści „ Pianistka” od kiedy dostała Nobla i uzyskała dzięki niej międzynarodową sławę budzi kontrowersje wśród krytyków i literatów.
Zazwyczaj pisarze, którzy otrzymają tak prestiżową nagrodę za swoje osiągnięcia literackie są cenieni i szanowani tymczasem przyznanie takiego wyróżnienia właśnie Elfriede Jelinek wywołało konsternację i niesmak a przez niektórych zostało potraktowane jak kaprys Szwedzkiej Akademii.
Przeciwnicy twierdzą, że artystka powinna wydać pieniądze na psychoanalityków i terapeutów a przede wszystkim powinna przestać pisać bo społeczeństwo nie potrzebuje książek znerwicowanej dziwaczki w których bohaterowie są maksymalnie wyczłowieczeni i zezwierzęceni.
Nieliczni zwolennicy nie mają wielu argumentów do obrony bo proza Jelinek nie może być określona ani jako piękna ani jako romantyczna a nawet nie jako przyjemna, bo twórczości austriackiej pisarki na pewno z przyjemnością się nie czyta. Sama autorka przyznaje, że lubi gdy „czytelnik blednie” przy jej utworach. W biografii pisarki można jednak znaleźć elementy pozwalające usprawiedliwić jej postawę ( jeśli w ogóle trzeba ją usprawiedliwiać).
Otóż Elfriede jest późnym dzieckiem. System wychowawczy stosowany przez jej rodziców doprowadził do rozwinięcia się nerwicy a później depresji, co szybko zostało stwierdzone bo jeszcze jako mała dziewczynka Jelinek została zaprowadzona do psychiatry. Trudno teraz orzec czy to medycyna była wówczas na tak słabym poziomie czy zachowanie autorytarnej matki sprawiło, że choroba nie została przezwyciężona. Może gdyby wszystko potoczyło się inaczej nigdy nie przeczytalibyśmy „ Pianistki” w której główna bohaterka jest przecież alter ego Jelinek.
Początkowo również odczuwałam duży niesmak dlatego, że literatura dla mnie była w
Początkowo również odczuwałam duży niesmak dlatego, że literatura dla mnie była w
pewien sposób świętością, której nie można kalać ani wulgarnym językiem ani propagowaniem nieodpowiednich postaw. Odczuwam też niesmak l gdy rzeczy i wartości, które tak naprawdę są piękne, którym hołduję sprowadza się do banalności i do wulgaryzmu.
Nie podobało mi się, że bohaterowie choć już dorośli są niedojrzali, nie potrafią brać odpowiedzialności za drugiego człowieka ani to, że wszystko napisane jest tak, iż mało kto stara się zrozumieć główną bohaterkę, bo od razu budzi ona odrazę, wstręt, antypatię. Nawet zakochany w Erice student nie był w stanie poradzić sobie z jej okaleczoną psychiką, zamiast tego sam dał się wciągnąć w tę czarną otchłań.
W pozostałych swoich książkach Jelinek ciągle porusza te same tematy w ten sam sposób zupełnie jakby to były jej obsesje. Tworzone przez nią postacie ulegają prymitywnym żądzom i kierują się niskimi pobudkami, trudno nam tam znaleźć romantyczną miłość, głębokie poświęcenie dla drugiej osoby, czy dobrych właściwie postępujących odpowiedzialnych ludzi. Cały ten świat przez nią stworzony wydaje nam się chory ( może dlatego tak wielu szybko rezygnuje pragnąc jak najszybciej stamtąd uciec – zamknąć książkę i już więcej nie czytać autorki o skrzywionym umyśle, może właśnie dlatego, że dla wielu literatura jest schronieniem, ucieczką przed światem, który codziennie oglądamy)
Mam jednak nieodparte wrażenie, że ona wypowiada na głos myśli skrywane przez większość ludzi. Myślę, że językiem jakiego używa w swoich dziełach i brutalnością z jaką nas do nich wprowadza osiągnęła zamierzony efekt, ona „ chwyta czytelnika za kark i mówi „ przyjrzyj się tej brzydocie a jeśli Ci się nie podoba to zrób z nią coś”.
Mądry czytelnik – bez komentarza narratora – sam wyciągnie odpowiednie wnioski.
Cóż, niestety, są na świecie problemy, o których czytając „bledniemy” . Nie można pomijać jednak tego co istnieje a literatura poza wieloma swoimi funkcjami ma również otwierać nam oczy na pewne sprawy i łamać tabu a nie tylko kreować wyidealizowaną rzeczywistość, do której każdy by się od zaraz przeprowadził gdyby tylko mógł.
Nie podobało mi się, że bohaterowie choć już dorośli są niedojrzali, nie potrafią brać odpowiedzialności za drugiego człowieka ani to, że wszystko napisane jest tak, iż mało kto stara się zrozumieć główną bohaterkę, bo od razu budzi ona odrazę, wstręt, antypatię. Nawet zakochany w Erice student nie był w stanie poradzić sobie z jej okaleczoną psychiką, zamiast tego sam dał się wciągnąć w tę czarną otchłań.
W pozostałych swoich książkach Jelinek ciągle porusza te same tematy w ten sam sposób zupełnie jakby to były jej obsesje. Tworzone przez nią postacie ulegają prymitywnym żądzom i kierują się niskimi pobudkami, trudno nam tam znaleźć romantyczną miłość, głębokie poświęcenie dla drugiej osoby, czy dobrych właściwie postępujących odpowiedzialnych ludzi. Cały ten świat przez nią stworzony wydaje nam się chory ( może dlatego tak wielu szybko rezygnuje pragnąc jak najszybciej stamtąd uciec – zamknąć książkę i już więcej nie czytać autorki o skrzywionym umyśle, może właśnie dlatego, że dla wielu literatura jest schronieniem, ucieczką przed światem, który codziennie oglądamy)
Mam jednak nieodparte wrażenie, że ona wypowiada na głos myśli skrywane przez większość ludzi. Myślę, że językiem jakiego używa w swoich dziełach i brutalnością z jaką nas do nich wprowadza osiągnęła zamierzony efekt, ona „ chwyta czytelnika za kark i mówi „ przyjrzyj się tej brzydocie a jeśli Ci się nie podoba to zrób z nią coś”.
Mądry czytelnik – bez komentarza narratora – sam wyciągnie odpowiednie wnioski.
Cóż, niestety, są na świecie problemy, o których czytając „bledniemy” . Nie można pomijać jednak tego co istnieje a literatura poza wieloma swoimi funkcjami ma również otwierać nam oczy na pewne sprawy i łamać tabu a nie tylko kreować wyidealizowaną rzeczywistość, do której każdy by się od zaraz przeprowadził gdyby tylko mógł.
Subskrybuj:
Posty (Atom)